Tôwarzistwo Piastowaniô Ślónskij Môwy DANGA (5/02/2012)

powrót

Zôcni Przôciele Ślónskij Môwy, W przidôwce znejdziecie rozmôwã z prezesym Dangi dr. Józefym Kuliszym "Miałem kiedyś sen. Śnił mi się idealny Śląsk" (Dziynnik Zachodni z 3.lutego 2012 r.)

W mianie forsztandu
 Grzegorz Wieczorek

 

 

 

gościnnie: 5/02/2012 - rudolf z folwarku

Kóntakt: Dr Józef Kulisz tel: 609 09 68 86e-mail: jozef.kulisz@gmail.com

 

powrót

 

Śląski nie jest wsiowy !

 

Jeśli zdołamy przywrócić naszej mowie naturalne piękno,
 śląski będzie się bronił sam -

 twierdzi dr Józef Kalisz

 

 

Iza Salamon: Przepiękny cytat patronuje waszemu działaniu.
 To dwuwiersz
Feliska Steuera:
 

  I.S. Myśli Pan, że tymi słowami uda się poderwać
 młodych ludzi do nauki i ochrony śląskiej mowy?

 

Jak ich słysza rzóndzić,
 robi mi se miyło.
To rzecz naszich ojców.
 Aż mi serce biyło
F.S.

 

Dr Józef Kulisz: Niektórych na pewno tak! Gdyby nie było tych „niektórych”, nie byłoby naszego Towarzystwa, nie byłoby tego spotkania. Dobrowolne bycie w mniejszości, świadome pielęgnowanie mniejszościowego języka jest wyborem życia pod prąd. Zapewne nie jest to droga, którą podążą tłumy, ale przecież, jak mówił poeta,

 
tylko chore i śnięte ryby płyną z prądem. Zdrowe i silne płyną pod prąd!
 

A do pięknej poezji sięgamy po to, żeby przełamywać negatywne stereotypy i pokazywać, jak nasza mowa może być piękna. Piękno ma moc przyciągania. Niestety dla wielu ludzi, szczególnie młodszych, którzy nie mieli szansy poznać mowy śląskiej w domu, czy w innym środowisku, gdzie była ona normalnym medium służącym do codziennej komunikacji, mówienie po śląsku oznacza mówienie byle jaką wsiową lub slangową polszczyzną.

 

  I.S. Taką, jak obecnie w kabaretach?
 J.K. Tak, kabarety nie mówią po śląsku.

Współczesnej medialnej śląskiej nowomowy absolutnie nie można uznać za wzorzec,
 na którym można by się uczyć.

  I.S. Czy to oznacza koniec śląskiego języka?
  J.K Nie,

ale musimy go ratować. Wszystkimi siłami. Jest to mowa mniejszościowa i w morzu języka ogólnego osłabiona. Grozi jej wymarcie, jak wielu innym językom mniejszościowym.

 

Dlaczego?                                                                                                                                   
                                                                                                                                 
Przyczyn jest wiele:    Jest wielu ludzi, którzy ze względu na jej niski prestiż i niewielką przydatność w oficjalnym życiu świadomie  z  niej rezygnują.   Rodzice często, pomni na doświadczenia swoje i swoich znajomych, świadomie izolują swoje dzieci od języka dziadków. Z kolei ci, którzy chcą mowę przodków zachować, poruszają się niejako po omacku. Nie mamy prawie żadnych narzędzi, które wspomagałyby samokształcenie, nie mamy prawie żadnych pozytywnych wzorców. To z kolei powoduje, że nawet język ludzi, którzy chcą mówić po śląsku, jest coraz gorszy jakościowo. To z kolei powoduje niski prestiż i tak koło się zamyka…

I.S. Mówi Pan, że nasz śląski rozpuszcza się w języku polskim…
J.K. Tak.

 Są to systemy językowe bliskie sobie i łatwo jest je mieszać. Ponieważ jesteśmy niejako zanurzeni w morzu polskiego języka ogólnego, polszczyzna zewsząd przenika do naszych głów.

 
Nieświadomie nasza mowa staje się coraz mniej śląska, a coraz bardziej polska. Śląszczyzna eroduje słówko po słówku, końcówka po końcówce, zwrot po zwrocie…

Nie mamy prawie żadnych narzędzi, które pozwalałyby nam się przed tym bronić. Nie mamy prawie żadnych narzędzi, które pomogłyby nam rozróżniać, co jest prawdziwą śląszczyzną, co prawdziwą polszczyzną, a co hybrydą niepoprawną ani w jednym, ani w drugim systemie.

Choć znajomość literackiej polszczyzny jest powszechna i nic jej nie zagraża, nikt nie wątpi w potrzebę wieloletniej nauki języka polskiego, nikt nie wątpi, że potrzebne są katedry polonistyki na uniwersytetach, profesjonaliści przygotowujący słowniki i podręczniki i armia nauczycieli polskiego. Jak bardzo potrzebowalibyśmy choć małego ułamka tych możliwości dla pielęgnowania mowy śląskiej.

Polacy mówią, że to śląski to mowa Kochanowskiego i Reja. Skoro tak, dlaczego nie chcą jej chronić tak jak swoją? Dlaczego odmawiają nam tych narzędzi?

 

I.S. Tutaj, na spotkaniu w Radlinie, ale także i na innych spotkaniach, Ślązacy skarżą się, jak bardzo byli w szkole tępieni za język śląski. Jedni mają łzy w oczach, jak wspominają, że pani w szkole kazała im mówić po polsku, stawiała dwóje za śląski, bo tu jest Polska
 

J.K. To wszystko prawda, ale nie zbudujemy przyszłości na wiecznym rozpamiętywaniu swojego bólu i wypominaniu krzywd. Tego, co było, nie zmienimy. Możemy zmienić tylko to, co będzie…


I.S. Kto jest autorem pomysłu na ortografię języka śląskiego, którą Pan przedstawił w Radlinie?
 

J.K. To wynik porozumienia z Cieszyna. Porozumienie zaakceptowały stowarzyszenia „Danga”, Pro Loquela Silesiana, Związek Górnośląski, Ruch Autonomii Śląska, Porozumienie Śląskie z Tarnowskich Gór oraz środowisko pisma „Ślůnsko Nacyjo”. Pracom przewodniczyła prof. Jolanta Tambor z Uniwersytetu Śląskiego, choć p. profesor nie ze wszystkimi ustaleniami osobiście się zgadza.

I.S. Jakie największe trudności napotykacie w umacnianiu i popularyzowaniu mowy śląskiej?

J.K  Podstawową trudnością jest brak ludzi dysponujących odpowiednią wiedzą i umiejętnościami. Choć potrzebujemy ludzi o różnych profesjach i specjalnościach, największą trudnością jest brak lingwistów i dialektologów, którzy mogliby kontynuować prace kodyfikacyjne. Nieliczni fachowcy, których mamy, mają swoje obowiązki i nie zostaje im wiele czasu i siły na pracę na rzecz ratowania śląskiej mowy. Mamy w naszej Dandze dwóch dialektologów, którzy są zapracowani po uszy, i jeśli nam pomagają, robią to kosztem swojego wolnego czasu i rodziny, tak jak m.in. Grzegorz Wieczorek.

Jeśli chcemy, aby prace nad kodyfikacją i ochroną naszej mowy były prowadzone naprawdę profesjonalnie i ich postęp był zadowalający, musimy postarać się o to, aby przynajmniej kilku ludzi mogło zawodowo zajmować się językiem śląskim i z tej pracy utrzymać siebie i swoje rodziny. Gdybyśmy byli w stanie stworzyć etaty dla 2-3 ludzi, wówczas nie tylko kodyfikacja, ale i popularyzacja, aplikacja poszłyby szybko do przodu. Póki co nie mamy ludzi, a dla tych ludzi, których mamy nie mamy pieniędzy, siły, jesteśmy za słabo zorganizowani, żeby im dać etat

 

 

I.S. Stąd taka walka o język regionalny?

J.K. Tak, bo jeśliby śląską mowę uznano za język regionalny, wówczas polskie państwo zobowiązałoby się do powołania i utrzymania jakiejś instytucji, która profesjonalnie zajmowałaby się ochroną naszego mniejszościowego języka. To byłby wielki krok do przodu.
 

I.S.  A jest pan przecież pracownikiem naukowym Politechniki Śląskiej i to z tytułami!
 

J.K. I co z tego? Znajomość dodatkowego języka nigdy nas nie zubaża, a wręcz przeciwnie – stymuluje rozwój intelektualny. Na politechnice wszyscy wiedzą, że jestem Ślązakiem, mówię po śląsku i nawet założyłem śląskojęzyczne stowarzyszenie. Z małymi wyjątkami nikomu to nie przeszkadza.

I.S. Co Pana zdaniem odgrywa najważniejszą rolę w śląskiej tożsamości? Autonomia, historia, język?

J.K. Wszystko jest ważne, ale dla mnie mowa jest najważniejsza. Jest w nas Ślązakach wiele bólu. Ten ból wynika z patrzenia, jak codziennie ubywa nam naszej swojskości – śląskości, a to przecież jest nasz dom. Ten ból był też we mnie. Długo szukałem, co z tą moją śląskością począć. Rozumiałem, że świat idzie do przodu i nie można cofnąć się do czasów sprzed stu lat. Czułem, że ani sama autonomia, ani sama świadomość historyczna nie wystarczą. To jednak jest coś obok. Przełomem było odkrycie pomysłu na język. Skodyfikowany język, język, którego można się nauczyć, który można zapisać, który można pielęgnować i którego znajomość można doskonalić, to jest cywilizowany sposób, na śląskość przyszłości. Sposób na to, żebyśmy mogli pozostać sobą w nowoczesnym świecie i ułożyć sobie zgodnie życie z nieśląskimi sąsiadami. Godajóncy po ślónsku!


I.S. Tak więc co my mamy robić, żeby ratować te resztki śląskiej mowy?
 

Póki nie dorobimy się instytucji edukacyjnych z prawdziwego zdarzenia, każdy z nas może sam się uczyć, poznawać, przypominać sobie. Nauka potrzebuje jednak obiektywizacji. Ważne jest, żeby polegać nie tylko na swojej pamięci, albo pamięci kilku bliskich osób, ale żeby też sięgać do naukowej literatury dialektologicznej, która może osadzić nasze własne odkrycia w szerszym, ogólnośląskim kontekście.

 Istnieje niebezpieczeństwo, że spotkamy teksty napisane nie w prawej śląszczyźnie, tylko imitacje tego języka. Żeby odróżnić ziarno od plew potrzebna jest wiedza. Niestety, dopóki nie mamy podręczników z prawdziwego zdarzenia, każdy, kto chce głębiej poznać śląską mowę, musi po trochu stać się dialektologiem.

Pewnym fenomenem na Śląsku jest obfitość amatorów historyków, pasjonatów lokalnych dziejów,
którzy szukają, sznupióm, wynajdują różne stare źródła i dzięki swojemu uporowi i cierpliwości często zyskują całkiem profesjonalną wiedzę.
Marzy mi się, żeby ludzie z podobną pasją zaczęli się zajmować poznawaniem mowy swoich przodków.

I – wreszcie – starajmy się mówić z namysłem, porządnie i pięknie.
Tu wracamy do początku naszej rozmowy. Jeśli będziemy potrafili przywrócić naszej mowie naturalne piękno, mowa śląska będzie się bronić sama.

 

Rozmawiała Iza Salamon            Nowiny Rybnickie (22.06.2011)

gościnnie rudolf z folwarku

 

powrót

 
 

to znacy  - nje goudey po nasymu - bo tak chcom te ucone  profesory


 nasa pieśnicka biesiadna:

Starzikowie powiadali, ze chachary wyzdychali
A chachary zyjom i gorzouka pijom
Z gury spoglondajom-  wszystkich w rzici   majom

rudolf

powrót

Rada Języka Polskiego nie chce chronić śląszczyzny


Tŏwarzistwo Piastowaniŏ Ślōnskij Mŏwy DANGA komentuje stanowisko Rady Języka Polskiego w sprawie śląskiego języka regionalnego  (30/6/2011)

Danga” ze smutkiem przyjęła do wiadomości oficjalne stanowisko Rady Języka Polskiego, według którego mowa śląska nie spełnia formalnych wymogów, aby mogła zostać uznana za język regionalny.

Członkowie Rady dochodzą w swojej opinii do wniosku, iż język używany tradycyjnie przez mieszkańców Górnego Śląska jest dialektem śląskim języka polskiego, który to jest w Polsce językiem urzędowym. Zwracają oni uwagę, że w myśl ustawy o języku regionalnym oraz Europejskiej Karty Języków Mniejszościowych i Regionalnych język regionalny musi się różnić od języka oficjalnego oraz że ustawa nie obejmuje dialektów oficjalnego języka państwa.

Dangę” dziwi łatwość, z jaką Rada formułuje takie wnioski. Argumentacja przytaczana w opinii Rady mniej lub bardziej świadomie powiela zamieszanie terminologiczne, którego ofiarami jesteśmy wszyscy od kilkudziesięciu lat. Zależnie od sytuacji i retorycznej potrzeby, pojęciu język polski raz nadaje się znaczenie szerokie, obejmujące wszystkie jego odmiany, a raz znaczenie wąskie, obejmujące jedynie standard literacki. Jeśli śląskojęzyczna społeczność domaga się praktycznych działań dla ochrony swej mowy, wówczas argumentuje się, że śląszczyzna jest wariantem języka polskiego, który jako język państwowy ustawowo podlega ochronie i wobec tego problem nie istnieje. Jednak cały aparat państwowy, a w szczególności system edukacyjny, traktuje wszelkie odmiany języka różne od standardu literackiego jako elementy obce i niepożądane, eliminując z języka młodzieży m. in. wszelkie „gwaryzmy” i „dialektyzmy”. Jeśli pojęcie „język polski” obejmuje śląszczyznę i wszystkie dialekty, wówczas językiem oficjalnym państwa nie jest tak rozumiany „język polski”, lecz tylko jedna z jego odmian – polszczyzna standardowa (literacka), tzw. dialekt kulturalny. Mowa śląska nie jest jednak ani odmianą ani pochodną polszczyzny literackiej.

Dyskryminacja oraz rugowanie naszego języka etnicznego należy do najbardziej przykrych zbiorowych doświadczeń kilku pokoleń Ślązaków. Tym bardziej dziwi stwierdzenie Rady, że ogromna większość społeczeństwa polskiego uważa śląszczyznę za język polski. Czyżby więc Polacy sami niszczyli swój język?

W państwie, w którym nie ma tradycji kultywowania dialektów oraz gdzie dialekty praktycznie wymarły, społeczność śląska trwająca przy swoim etnicznym języku staje się faktycznie mniejszością językową. Za uznaniem śląszczyzny za język regionalny przemawiają również argumenty socjolingwistyczne – przede wszystkim wola użytkowników wyrażona w spisie powszechnym oraz działalność organizacji regionalnych.

Danga” uważa, że kryterium „spełnienia wymogów” jest zależne od wielu interpretacji. Stwierdzamy ze smutkiem, że większości tych interpretacji Rada dokonała na niekorzyść śląszczyzny, za czym kryje się zła wola oraz brak zainteresowania zachowaniem śląskiej mowy jako żywego języka.

Dangę” dziwi, z jaką pewnością siebie językoznawcy wcielają się w rolę prawników, dokonując wykładni prawa, w tym prawa europejskiego. Gdyby Europejska Karta Języków Mniejszościowych i Regionalnych zabraniała uznawania dialektów „oficjalnego języka państwa” za języki regionalne, to wówczas niektóre uznane języki regionalne w Europie nie miałyby prawa istnieć, gdyż nie spełniają „formalnych wymogów”. Wymienić tu można takie języki jak Lowland Scots oraz Ulster Scots (dialekty angielskie w Szkocji i Irlandii Płn.) czy język dolnoniemiecki w Niemczech.

Zapis karty, iż „nie obejmuje ona dialektów oficjalnego języka”, należy interpretować w ten sposób, że nie ma obowiązku uznawania wszystkich dialektów i odmian regionalnych. Karta daje państwom wolną rękę: to państwa same określają na drodze decyzji politycznej, którym etnolektom pragną nadać status języka oraz w jaki sposób chcą umocnić ich pozycję w społeczeństwie. Śląszczyzna spełnia wszystkie wymogi, żeby w ten sposób stać się językiem regionalnym. Rozstrzygającym argumentem nie powinno być wyliczanie jej cech wspólnych z dialektami małopolskim czy wielkopolskim, lecz wola polityczna społeczeństwa. Porównania takie nie mają sensu także dlatego, że żaden z tych dialektów nie jest oficjalnym językiem w Polsce. To nie dialekty małopolski i wielkopolski ekspandują na tereny śląskie, lecz polszczyzna standardowa!

Zamiast zasłaniać się formalizmem znaczeniowym definicji lingwistycznych, zarówno rząd jak i Rada Języka Polskiego powinni odpowiedzieć sobie na zasadnicze pytanie: Czy pragną tego, żeby dziedzictwo językowe Górnego Śląska trwało i rozwijało się nadal, czy też wolą, żeby uległo ono asymilacji z polskim językiem standardowym, tak jak w zasadzie stało się to już z przytoczonymi w opinii dialektami małopolskim i wielkopolskim?

Śląszczyzna zatraca obecnie swoje tradycyjne odrębności w zastraszającym tempie. „Danga” uważa, że można i należy ten proces zatrzymać poprzez zorganizowane działania: oficjalne uznanie przez państwo, kodyfikację oraz powszechną edukację.

Niestety, wielu członków Rady Języka Polskiego w publicznych wypowiedziach dowiodło nieraz, jak niską pozycję w ich hierarchii wartości zajmuje troska o dalsze trwanie polszczyzny rozumianej szeroko, ze wszystkimi odmianami dialektalnymi i gwarowymi.

 Prof. Jan Miodek
wypowiedział się na łamach „Dziennika Zachodniego” (numer z 25 marca 2010 r.): „Gwary wymierają. Konkurs na Ślązaka Roku to skansen”.

 Prof. Jerzy Bralczyk posłużył się argumentem zupełnie pozajęzykowym: wg niego uznanie śląszczyzny za język regionalny kryje w sobie niebezpieczeństwo, że również Podhalanie upomną się o swój język.

 W podobnym duchu wypowiedziała się

prof. Dorota Simonides
na konferencji „W kręgu śląskiej kultury, tradycji i dialektu”, posuwając się do absurdalnej krytyki państwa polskiego za to, że podpisało Europejską Kartę Języków Mniejszościowych i Regionalnych. Prof. Simonides uważa bowiem, iż w ten sposób toruje się drogę do rozpadu dialektalnego języków.

 Jest to pogląd zupełnie antynaukowy! Obszary dialektalne wykształciły się w zamierzchłych czasach i nie są dziełem polityków europejskich. Ponadto pprzypominamy, że jeszcze nigdy polski obszar językowy nie był tak jednolity, a tradycyjny dialekt śląski w tak złej kondycji jak dziś.

 Przewodniczący Rady
 p
rof. Andrzej Markowski wypowiedział się na łamach Dziennika Zachodniego: „Należy szanować odrębność śląszczyzny, należy pisać w tym języku, należy propagować folklor śląski, ale stanowisko Rady (…) jest takie, że nie można uznać śląszczyzny za język regionalny”.

 Wypowiedź ta jest sprzeczna z logiką: Jeśli należy pisać po śląsku, to dlaczego Rada zajmuje stanowisko, które utrudnia powszechną edukację śląskojęzyczną i zwalnia państwo od obowiązku jej wprowadzenia? Jeśli należy szanować odrębność śląszczyzny, to dlaczego Rada swoim radykalnym wyrokiem („nie można”) tejże odrębności nie uszanowała? Ponadto trzeba wyraźnie powiedzieć: t
radycyjna śląska mowa to nie folklor. Pokolenia Ślązaków, dla których jeszcze była głównym językiem, nigdy jej tak nie postrzegały.

Rada Języka Polskiego nie ustaje w podkreślaniu polskiego charakteru górnośląskiej tradycji językowej. Do największych paradoksów współczesnej polityki językowej należy fakt, iż ciało to jednocześnie z taką zaciętością sprzeciwia się podniesieniu statusu owej śląskiej polszczyzny – ponoć odmiany języka, który nosi we własnej nazwie.

 Gdyby członkowie Rady własne słowa traktowali poważnie, widzieliby w nas sojuszników i partnerów w niełatwym dziele przekazywania języka następnym pokoleniom. Bo przecież kto ma mówić na co dzień po śląsku i przekazywać ten język dzieciom i wnukom, jeśli nie ci, którzy jeszcze są w tej mowie zakorzenieni oraz związani z nią emocjonalnie? Należałoby w tym miejscu zapytać: Czy w Radzie jest chociaż jedna osoba, która posługuje się na co dzień w rodzinie polszczyzną dialektalną i która nauczyła tego języka swoje dzieci i wnuki?

 Ze smutkiem konstatujemy, że nasze towarzystwo w działalności na rzecz śląszczyzny nie ma w Radzie żadnego oparcia.

Odnosimy ponadto wrażenie, że pewne środowiska w sprawie naszego języka zabierają głos dopiero wtedy, gdy chodzi o to, aby utemperować niesfornych Ślązaków.

 Na co dzień konstruktywnych działań na rzecz śląskiej mowy brak. Wydaje się, że członkowie rady, choć nie mają odwagi przyznać tego otwarcie, tak naprawdę nie chcą zachowania mowy śląskiej jako żywego języka.

Mowa śląska jest przez Radę traktowana jedynie instrumentalnie – jako polityczny argument za polskością Śląska.

Do tego żywy język nie jest potrzebny – wystarczy „piękna staropolska skamielina” opisana w specjalistycznej literaturze lub ograniczona do folkloru. Taka postawa niweczy być może ostatnią szansę rewitalizacji śląskiej mowy.

29 czerwca 2011 rok

www.danga.pl  Dalszych informacji udziela prezes Dangi dr Józef Kulisz  e-mail: jozef.kulisz@gmail.com    tel.: 609 09 68 86
 

gościny  udzielił i do Internetu przygotował rudolf z folwarku

powrót

 

 

 

 

 

     chopie, podź sam  y goudey,    to  Kryka czy laska .........marszałkowska ?   rudolf z folwarku.   Ciąg dalszy mój gość.

Dr Artur Czesak                        językoznawca polonista, dialektolog.

„Nowy” język śląski i legenda o 13 gwarach

powrót

   Obserwuję ostatnią dyskusję w „Dzienniku Zachodnim”, ożywioną debatą w sejmowej komisji mniejszości narodowych oraz konferencją i publikacjami związanymi z Dniem Języka Ojczystego.

Najpierw zajmę się kwestią  zmityzowanej, a może pechowej liczby 13 gwar. Liczba wygląda efektownie, przemawia do potocznej wyobraźni i wydaje się mieć moc argumentu w dyskusji o niemożności skodyfikowania śląskiej ortografii i postulowania nadania językowi śląskiemu prawnego statusu języka regionalnego.

  Liczbę 11 gwar wymieniła w 2008 r. podczas konferencji w Katowicach prof. Iwona Nowakowska-Kempna. Sądzę, że uczona odwoływała się do podziału prof. Alfreda Zaręby, który wyróżnił 8 zespołów gwarowych, a część dzieliła się na mniejsze, więc można się doliczyć 11.
    Ale na przykład obszar IVa z mapy Zaręby to „
dialekty centralne” – na prawym brzegu Odry, z Gogolinem, Strzelcami Opolskimi, Gliwicami, Pyskowicami, Zabrzem, Bytomiem, Rybnikiem i zachodnią częścią pow. pszczyńskiego.
   Zaręba nie napisał „gwara centralna”, lecz „dialekty centralne”, bo każdy, kto się interesuje brzmieniem śląskiej mowy, jest w stanie wskazać wiele różnic, także systemowych, między gwarą spod choćby spod Góry Świętej Anny i spod Wodzisławia Śl.
    Liczba lokalnych systemów językowych, nazywanych gwarami, nie jest określona. Ze strukturalistycznego punktu widzenia każdy system różniący się jakąś trwałą cechą – nie chodzi tu o słownictwo – jest osobny. Część powiatu pszczyńskiego oraz powiat bieruńsko-lędziński zalicza się do „dialektów pogranicza śląsko-małopolskiego”, ale tamtejsi Ślązacy umieją wskazać różnice między sposobami mówienia Bierunia, Bojszów, Grzawy itd. 
Gwar śląskich jest więc kilkadziesiąt.
 

  Nie wnosi to jednak niczego do dyskusji o tworzeniu języka śląskiego. Procesy językotwórcze toczą się w dużej mierze na polu kulturalnym, symbolicznym, społecznym. Wystarczy poszerzenie perspektywy: tak działo się w XIX wieku, gdy „stworzono” język serbsko-chorwacki, „odrodzono” język czeski, „usamodzielniono” język słowacki. Ileż było natrząsania się dziennikarzy i elit społecznych, gdy języków ukraińskiego i białoruskiego chciano używać w publicystyce i nauce.
   Wmawiano im chłopskość, prostactwo i bycie zbyt mocno zróżnicowaną mieszaniną cech rosyjskich i polskich, aby można było stworzyć „prawdziwy” język. Kilkanaście lat temu ogłoszono narodziny języka rusińskiego, a bodaj dwa lata temu w Preszowie napisano w tym języku pierwszy doktorat.

  Także współcześnie – jeśli ktoś mówi o tym, że na Kaszubach sprawa była prosta, nie wie o tamtejszym rekordzie – doliczono się 76 gwar. Uogólniona wersja kaszubskiego została stworzona i wydyskutowana przez aktywne elity naukowe, literackie i społeczne. Lokalne sposoby mówienia i pisania trwają, ale korzyści z powstania standardowej wersji języka przeważają. Staje się on bowiem dobrem wspólnym, rozwijanym i pielęgnowanym, rozbudowywanym o terminologię ustalaną przez Radę Języka Kaszubskiego.

  W tym kontekście uwagi pani senator Marii Pańczyk-Pozdziej, że jeden język może lokalne odmiany w jakiś sposób zdominować, należy traktować poważnie. Podzielam tę troskę, nie zgadzam się z wnioskami.

   Zatem, mimo że sytuacja wydaje się zupełnie nowa, można powiedzieć, rozszerzając perspektywę na całość Słowiańszczyzny, a nawet na wszelkie języki małe i zagrożone: nihil novi. Język śląski daje się ująć w typologiach tworzonych przez badaczy kontaktów językowych i socjolingwistów.
 

    Pracujący w Tartu prof. Aleksandr Duliczenko już ponad 30 lat temu wyróżnił kategorię „mikrojęzyków literackich”. Dzięki autorom piszącym po śląsku nie tylko o skarbniku, Antku i Francku i utopcach (z całym szacunkiem dla tradycji, ale to tak, jakby kulturę polską ograniczyć np. do Kochanowskiego i Halki) mamy teksty, które w żaden sposób nie mieszczą się w pojęciu „gwary ludowej”.
 

  Niech za przykład posłużą Duchy wojny Alojzego Lyski, Listy z Rzymu Zbigniewa Kadłubka, a nawet kreacyjna, choć gramatycznie „niepoprawna”, twórczość Bolesława Paździora.
 

  „Rodzenie się” języków standardowych jest także z punktu widzenia socjolingwistyki procesem naturalnym, podobnie – niestety, powie kulturoznawca – jak ich umieranie.

  Językoznawstwo zna również uznane języki, mające piśmiennictwo, lecz normę policentryczną. Za przykład może być język rusiński – różniący się wieloma cechami na wschodzie Słowacji, w Polsce, Rusi Zakarpackiej i w Wojwodinie.
   Rolą językoznawców jest wspieranie swą ekspercką wiedzą środowisk mających na celu przeciwdziałanie zanikowi niematerialnego dziedzictwa kulturowego, jakim jest język jako taki.
 
  Nieuniknione – moim zdaniem – jest zachowanie dość szerokiego zakresu wariantywności, ponieważ istnieją co najmniej trzy centra piśmiennictwa: Rybnickie z okręgiem przemysłowym, Cieszyńskie z ortografią w zasadzie ustaloną sto lat temu i Opolskie.
   Pisarze, wydawcy i może uczeni, znający całość językowego obszaru śląskiego, jak prof. Bogusław Wyderka, będą w stanie ustalić wspólne normy i elementy nie podlegające pełnej unifikacji. Tak, jak działo się to z polszczyzną w pierwszej połowie wieku XVI. Nihil novi.

  Novum polega na tym, że po 20 latach wolności coraz szersze grono obywateli uważa, że może w pełni, swobodnie, artykułować swoją tożsamość, nie czując na sobie ciężaru totalitaryzmu. O wszystkim można dyskutować, a więc także o tym, iż w polskiej szkole na Górnym Śląsku wielokrotnie dokonywano aktów wykluczenia gwar śląskich z polszczyzny.


   Budowanie u uczniów „podwójnej kompetencji językowej” również bywało odczuwane jako „tępienie” gwary, a to dlatego, że po śląsku nie uczono pisać i w majestacie nauki w najlepszym razie konserwowano jego rolę mowy nie nadającej się do publicznego komunikowania, może poza jakimiś festynami. Przemocy fizycznej od czasów pruskiej rózgi do polskiej linijki towarzyszyła i towarzyszy „przemoc symboliczna”.

 

  Nowe jest to, że „nowe” śląskie elity nie uważają za konieczne ograniczać swojej śląskości ze względu na „wiadome siły” i groźbę nazwania swych działań „wodą na młyn odwetowców z Bonn”. Weryfikacją intencji są czyny, a ich oceny można dokonywać samodzielnie i jawnie, bez ulegania propagandowym zaklęciom. Także i to jest nowe, że mówiący po śląsku przestają się czuć przez swą mowę napiętnowani, odrzucają schematy myślenia, nazywanego w nauce „kolonialnym”, w którym mówienie haitańskim kreolem lub powiedzenie w towarzystwie „chopie, podź sam” jest bardzo śmieszne – dla przyjezdnych sprawujących władzę i „tubylców”, którzy przyjęli kulturę dominującą za swoją. Ich walka z „młodymi” miewa smutne cechy obrony życiowych wyborów, podejmowanych w odmiennych i trudnych warunkach.

  Nowe jest to, że wolność druku i publikowania w Internecie pozwalają każdemu, kto ma dobrą wolę, zapoznawać się z argumentacją każdej ze stron.

  Nowe jest to, że demonstracyjne profesorskie niezadowolenie lub podniesiony głos nie są argumentami rozstrzygającymi i zamykającymi dyskusję.

 

 
dr Artur Czesak, językoznawca polonista, dialektolog, członek Towarzistwa „Danga”

 gościny udzielił rudolf z Folwarku

 
 
 

Reakcja na wywiad z prof. Heleną Synowiec „Nasza godka to nie język”
 (Dziennik Zachodni, 18.02.2011 r.)

 

powrót

W wywiadzie „Nasza godka to nie język” w Dzienniku Zachodnim z 18 lutego 2011 r. (patrz załącznik) pani prof. Helena Synowiec stwierdza, że kodyfikacja języka śląskiego oraz nadanie mu statusu języka regionalnego „zmierza do ujednolicenia, uznania cech jednego obszaru gwarowego za główne”. Konsekwencją takiego działania miałoby być powstanie sztucznego języka, który wcale „nie byłby już taki nasz”, i narzucenie go większości Ślązaków.
 

 

Tŏwarzistwo Piastowaniŏ Ślónskij Mŏwy Danga protestuje przeciwko takim sugestiom, które nie pokrywają się z rzeczywistością. Ze smutkiem stwierdzamy, że powtarzanie po raz kolejny tych samych, nieprawdziwych tez wskazuje, że środowisko przeciwników śląskiego języka regionalnego nie jest zainteresowane szczerym dialogiem ze zwolennikami tej idei i nawet nie próbuje zapoznać się ani merytorycznie polemizować z argumentami strony przeciwnej. Równocześnie wykazuje ono niezrozumiałą dla nas obojętność wobec głosu ludzi, którzy na co dzień doświadczają w swoim otoczeniu szybkiego i prawdopodobnie nieodwracalnego zaniku śląskiej mowy jako języka prymarnego ludności.

Dlatego powtarzamy jeszcze raz, aby wreszcie przebiło się to do publicznej świadomości: Kodyfikacja śląskiego języka wg naszych założeń nie ma służyć narzucaniu Ślązakom opolskim lub cieszyńskim cech gwarowych obszaru przemysłowego, ani nie ma arbitralnie uznawać cech jednych gwar śląskich za bardziej poprawne od innych. Kodyfikacja jest potrzebna po to, żeby pomóc Ślązakom młodszego pokolenia rozstrzygać niepewności językowe i zapobiegać zanikowi śląszczyzny – czyli systemowemu mieszaniu mowy śląskiej z polszczyzną standardową. Kodyfikacja ma też umożliwić naukę śląskiej mowy tym, którzy w domu po śląsku już nie mówią, ale pragną powrócić do języka przodków.

Niepewności językowych przeciętny przedstawiciel średniego lub młodego pokolenia mówiący czy piszący po śląsku ma mnóstwo. Czy po śląsku powinno się mówić: do Zabrza, do Zŏbrzŏ a może do Zabrzŏ? Jaka zasada tutaj obowiązuje? Jest to pytanie, na które każdy zainteresowany powinien być w stanie sam sobie odpowiedzieć sięgając po ogólnie dostępny podręcznik lub poradnik.

Członkowie Dangi codziennie doświadczają, iż wiele cech językowych, które w pokoleniu naszych dziadków i pradziadków występowały konsekwentnie (do Zŏbrzŏ), w języku młodego pokolenia pojawia się już na przemian z wariantami typowymi dla polskiego języka standardowego (do Zabrza) lub zanika zupełnie na korzyść tych ostatnich (przykładem może być również śląska końcówka w dopełniaczu l. poj. rzeczowników odczasownikowych, wypierana przez polskie -a; do czyniynia zamiast do czyniyniŏ). Porównując język młodego pokolenia ze stanem języka na Górnym Śląsku opisanym w pracach Olescha, Zaręby, Steuera i innych dialektologów stwierdzamy jednoznacznie, że system językowy gwar śląskich ulega obecnie szybkiej erozji i miesza się z językiem standardowym nawet tam, gdzie dominuje jeszcze ludność autochtoniczna. Systemowe różnice międzypokoleniowe są już często większe niż różnice regionalne! Zjawisko to nie ogranicza się jedynie do miast i ich obrzeży, ale szerzy się również na wsiach. Trudno nam zrozumieć, że przeciwnicy kodyfikacji do tej pory w swoich publicznych wypowiedziach nie ustosunkowali się do tego problemu. W takich warunkach trudno o merytoryczną dyskusję.

Nasze rozumienie kodyfikacji oznacza więc, że warianty regionalne powinny pozostać równoprawne (na przykład końcówki 1. osoby l. poj. czasowników czasu teraźniejszego: idã, ida, idym, ide). Postulowane podręczniki do śląskiej gramatyki powinny zawierać mapki ukazujące zasięg poszczególnych wariantów oraz wskazówkę dla użytkowników, żeby używali form typowych dla regionu, w którym mieszkają. W ten sam sposób można potraktować wspomnianą w wywiadzie oboczność polóny/polŏty. W Atlasie Językowym Śląska autorstwa prof. Alfreda Zaręby zawarta jest mapka, na której przebieg tej izoglosy jest bardzo dokładnie przedstawiony. O żadnym narzucaniu obcej normy nie ma mowy.

„Danga” zauważa, iż strach przed jednowariantowością skodyfikowanej normy wynika z nałożenia na postulowaną kodyfikację ciasnych schematów myślowych przeniesionych z polszczyzny standardowej. Tymczasem w tych działaniach należy wzorować się nie na wielkich, okrzepłych językach państwowych, takich jak polski, niemiecki czy francuski, ale na językach i dialektach wspólnot mniejszościowych będących w podobnej do naszej sytuacji, których wiele zamieszkuje nasz kontynent. Języki mniejszościowe i regionalne z reguły są mniej lub bardziej niejednolite, a ich norma – o ile w ogóle istnieje – obejmuje z reguły warianty regionalne (na przykład kaszubski, łemkowski, dolnoniemiecki, ladyński). Śląska mowa nie jest więc pod tym względem wyjątkiem. To raczej pogląd, że istnienie kilku zespołów gwarowych miałoby uniemożliwić edukację językową, jest w skali europejskiej czymś dziwacznym i wyjątkowym. Nigdzie indziej nie jest to przeszkodą w organizowaniu takiej edukacji tam, gdzie istnieje taka potrzeba i gdzie część społeczności posługującej się takim językiem sobie tego życzy. To środowisko przeciwników śląskiego języka regionalnego, o ile uda mu się zniweczyć plany podniesienia statusu śląszczyzny, uczyni z naszego etnolektu niechlubny wyjątek, skazany przez nie mówiącą po śląsku większość na faktyczną eutanazję w szybko zanikających mikrospołecznościach.

Pani profesor na konferencji „W kręgu śląskiej kultury, tradycji i dialektu” 19.10.2010 r. w Warszawie apelowała do uczestników: „Mówić, ale nie pisać! Badać i uwrażliwiać, uczyć o gwarze, ale nie uczyć gwary!” Danga uważa, że dziwnie brzmią takie słowa z ust dydaktyka języka, którego interesują problemy kształcenia podwójnej kompetencji językowej uczniów w środowiskach gwarowych (tak pani profesor określiła się w wywiadzie). Chcielibyśmy od pani profesor się dowiedzieć, w jaki sposób kształcić śląską kompetencję językową uczniów nie ucząc (rozumiemy, że podwójna kompetencja językowa obejmuje również kompetencję w posługiwaniu się śląszczyzną). Jest to jedyny znany nam przypadek, gdzie nieuczenie zostało uznane za pożądaną metodę kształcenia kompetencji językowej!!! Nieuczenie jako metoda ochrony zanikającego systemu językowego jest swoistym dydaktycznym novum nie tylko na skalę europejską, lecz wręcz światową!

Ponadto prosimy panią profesor jako specjalistę dydaktyka językowego, aby nam wyjaśniła, jakie dydaktyczne zalecenia ma dla swoich studentów borykających się z konkretnymi niepewnościami językowymi (na przykład jeśli wahają się, jak mówić po śląsku: do Zabrza lub do Zŏbrzŏ, do Òrzysza czy do Òrzyszŏ)? W jaki sposób pani profesor wytłumaczy im istotę problemu „uwrażliwiając na gwarę i badając gwarę, lecz nie ucząc jej”? Podobnie jak studiowanie historii motoryzacji nie zastąpi nauki jazdy samochodem, nie wystarczy już dzisiaj samo tylko uwrażliwianie na gwarę, albo edukowanie o gwarze. Potrzebna jest nauka czynnego posługiwania się śląszczyzną!

Pani profesor zastanawia się w wywiadzie, jakie to gatunki wypowiedzi Ślązak miałby zapisywać. Postawienie takiego pytania świadczy o zupełnym oderwaniu od rzeczywistości, która nas otacza. Przecież pozycjami napisanymi w zamierzeniu po śląsku można zapełnić już niejedną półkę. Oprócz tego śląszczyzna podbija internet – medium, w którym funkcjonuje głównie w formie pisanej. Istnieje wiele list e-mailowych, prywatnych stron internetowych, portali, platform dyskusyjnych, których użytkownicy tworzą literaturę lub „tylko” dyskutują ze sobą – pisząc po śląsku. Niestety jakość językowa tych tekstów pozostawia zazwyczaj wiele do życzenia. Autorzy znają „gwarę” często mniej lub bardziej pobieżnie, cechy systemowe rzadko już stosowane są konsekwentnie. W tekstach tych uwidaczniają się wszystkie negatywne zjawiska składające się na erozję systemu, o których wspominaliśmy wyżej. Piszący często świadomi są tego, że ich teksty są błędne i niewiele już mają wspólnego z językiem tradycyjnym, lecz nie mając dostępu do pomocy edukacyjnych, ani nie obcując co dzień z pokoleniem dziadków, są zdani wyłącznie na błądzenie po omacku lub na zawodne przypominanie sobie, jak piyrwyj gŏdali starka. Jedynie znikoma garstka zapaleńców decyduje się sięgnąć po trudno dostępną literaturę dialektologiczną i dokształcać się samodzielnie. Sama liczba powstających tekstów świadczy dobitnie o tym, jak wielka jest potrzeba edukacji językowej. Trudno nam zrozumieć, dlaczego pani profesor potrzeby tej nie chce dostrzec.

Z zażenowaniem przeczytaliśmy pod wywiadem pogląd prof. Jana Miodka, że gwara jest mową prostych ludzi. Jest to stwierdzenie w oczywisty sposób wartościujące, utrwalające negatywne stereotypy, które mówienie po śląsku każą kojarzyć z brakiem wykształcenia i niskim statusem społecznym. Wielu z naszych członków i sympatyków to ludzie z wyższym wykształceniem, niektórzy z tytułami naukowymi, znający po kilka języków obcych. Ludzie ci świadomie, często wbrew otoczeniu i wbrew ogólnej tendencji, starają się starannie mówić po śląsku - także poza domem i na forum publicznym. Jeśli przyjmiemy, że mówienie gwarą nie jest właściwe dla człowieka wykształconego i - ogólnie rzecz biorąc – cywilizowanego, to czy nie czynimy w ten sposób wielkiego zamieszania w głowach młodych Ślązaków, których ze wszystkich stron nawołujemy do zdobywania coraz lepszego wykształcenia?

Danga uważa, że przypisywanie członkom jakiejkolwiek grupy językowej pewnych cech osobowości czy statusu społecznego właśnie ze względu na ich język, jest rzeczą niegodną humanisty.

Kwestionowanie potrzeby edukacji językowej młodego pokolenia Ślązaków to wielkie zaniechanie i zaniedbanie wobec dziedzictwa naszych przodków. Tego zaniedbania nie zrekompensują nawet najbardziej wyszukane słowa o „pięknej językowej skamielinie” albo o „języku Rejów i Kochanowskich”.

 

dr Józef Kulisz
Prezes Tôwarzistwa Piastowaniô Ślónskij Môwy „Danga”
(jozef.kulisz@gmail.com, tel. 609 096 886)

 Grzegorz Wieczorek
Sekretarz Tôwarzistwa Piastowaniô Ślónskij Môwy „Danga”
Członek Dolnołużyckiej Komisji Językowej (
grzegorz.wieczorek@danga.pl)

 Więcej o kodyfikacji i potrzebie edukacji na stronach Dangi:

punktor Nie wystarczy edukować o śląskiej mowie – czas zacząć jej uczyć! Komentarz „Dangi” do konferencji W kręgu śląskiej kultury, tradycji i dialektu, która odbyła się 19.10.2010 r. w Warszawie
punktor  
punktor Danga“ w pytaniach i odpowiedziach
 
punktor Potrzebujemy języka

 

powrót

Nie wystarczy edukować o śląskiej mowie – czas zacząć jej uczyć!

Informacja prasowa Tôwarzistwa Piastowaniô Ślónskij Môwy „Danga” nr 3/2010

 

Keywords: konferencja, Danga, śląski język regionalny, prof. Simonides, prof. Miodek, prof. Synowiec,
 „
Po naszymu, czyli po śląsku”

 

Komentarz „Dangi” do konferencji W kręgu śląskiej kultury, tradycji i dialektu,
która odbyła się 19.10.2010 r. w Warszawie
 

19 października odbyła się w Senacie konferencja „W kręgu śląskiej kultury, tradycji i dialektu” zorganizowana z okazji dwudziestej edycji konkursu „Po naszymu, czyli po śląsku”. Uczestnikami spotkania byli prawie wyłącznie zwolennicy obowiązującego dotychczas pojmowania mowy śląskiej jako gwary, która powinna istnieć wyłącznie jako język mówiony, którą można i należy badać, ale której nie należy nauczać. Uczestnicy spotkania zgodnie opowiedzieli się przeciwko kodyfikacji śląskiej mowy i przeciwko jej uznaniu za język regionalny. Tôwarzistwo Piastowaniô Ślónskij Môwy „Danga” uważa stare sposoby postrzegania śląszczyzny za nieprzystające do nowych czasów. Mowa śląska będzie miała szansę przetrwania, jeśli każdy zainteresowany będzie mógł sięgnąć po odpowiednie pomoce naukowe i uczyć się nie o śląskiej mowie, ale doskonalić czynną sprawność w posługiwaniu się nią.

Konferencję prowadziła p. senator Maria Pańczyk-Pozdziej, która jest pomysłodawczynią i główną animatorką konkursów. W pierwszej części spotkania miniwykłady wygłosili prof. Dorota Simonides, prof. Jan Miodek i prof. Helena Synowiec. Prof. Simonides krótko przypomniała zebranym podstawowe fakty z historii Śląska i historii badań etnograficznych. Prof. Miodek zachwycał się archaizmami, które przechowały się w śląskiej mowie. Stwierdził, że pogląd o jej wielkim zanieczyszczeniu germanizmami jest przesadzony. Komentując tę wypowiedź, p. senator Pańczyk-Pozdziej dodała, że we współczesnej śląszczyźnie germanizmów ubywa, a mowa ta coraz bardziej się polonizuje.

Prelekcje przeplatane były monologami laureatów konkursu. Wystąpili p. Krystian Czech z Brynicy koło Opola, p. Łucja Dusek z Jaworzynki oraz p. Betina Zimończyk z Rybnika. Taki dobór występujących miał pokazać różnorodność gwar śląskich i uzasadnić twierdzenie o niemożności ich kodyfikacji. Wszystkie monologi były wygłoszone w pięknej śląszczyźnie, a ich autorzy wystąpili w pięknych strojach ludowych.

Trzecią prelekcję wygłosiła prof. Helena Synowiec. Stwierdziła ona, że nie zawsze tak było, że nauczyciele poloniści zwalczali mówienie po śląsku. Zapewniała, że zawsze starała się uwrażliwiać studentów na specyfikę nauczania języka polskiego w środowisku gwarowym i uczyć szacunku do mowy ludu. Pani profesor podkreślała jednak, że gwara jest językiem mówionym i takim powinna pozostać. Apelowała wobec tego: „Mówić, ale nie pisać! Badać i uwrażliwiać, uczyć o gwarze, ale nie uczyć gwary!” To uwrażliwianie powinno się odbywać w ramach lekcji edukacji regionalnej.

Po wystąpieniach zaproszonych naukowców przewidziana była dyskusja. W dyskusji głos zabrali m. in. prof. Jadwiga Wronicz, p. Józef Musioł, prof. Iwona Nowakowska-Kempna, senator Antoni Piechniczek, prof. Dorota Simonides, ks. Paweł Buchta, kapelan Związku Górnośląskiego i poseł Jan Rzymełka.

 

W opinii zdecydowanej większości występujących kodyfikacja śląskiej mowy i przetworzenie jej w język regionalny jest niemożliwe, a nawet szkodliwe. Główną przeszkodę dyskutanci upatrują w zróżnicowaniu gwar śląskich, które postulowana kodyfikacja miałaby zniszczyć.

Z tych zgodnych głosów wyłamał się prezes Tôwarzistwa Piastowaniô Ślónskij Môwy „Danga”, p. Józef Kulisz. Niestety p. Kulisz był jedynym reprezentantem zwolenników idei śląskiego języka regionalnego. Inni, pomimo że – jak mówiła p. senator Pańczyk-Pozdziej – zostali zaproszeni, na spotkanie nie przybyli. W tej sytuacji trudno było o prawdziwą dyskusję.
 

Przy całym szacunku dla p. senator, państwa profesorów i innych osób zaangażowanych w organizację konkursów na „Ślązaka Roku”, ich szczerych intencji i dorobku, „Danga” uważa dotychczas proponowane sposoby kultywowania śląskiej mowy za niewystarczające. Nasze stowarzyszenie powstało jako wynik prostej obserwacji – mowa śląska wymiera. To spostrzeżenie nie zostało zakwestionowane przez żadnego z uczestników dyskusji. 

Pani senator oraz kilku innych uczestników spotkania zauważyli, że w śląszczyźnie jest coraz mniej germanizmów. Jest to jednak tylko część prawdy. Przemiany we współczesnej śląszczyźnie polegają nie na zaniku germanizmów, ale na zaniku wszystkich tych cech języka, które brzmią egzotycznie dla człowieka przyzwyczajonego do standardowej polszczyzny. Razem z germanizmami z języka młodszych pokoleń znikają więc także staropolskie archaizmy, którymi tak zachwycał się p. prof. Miodek. 

„Danga” uważa, że kluczem do przetrwania małego języka, takiego jak nasz, jest edukacja. Uważamy, że w dzisiejszych czasach nie wystarczy już tylko „uwrażliwiać na gwarę” i uczyć o gwarach. Takie podejście było słuszne kilkadziesiąt lat temu, kiedy śląszczyzna była wszechobecna, nie było masowych mediów, a tylko kilka procent społeczeństwa posługiwało się językiem standardowym. Podstawowym zadaniem szkoły było w takiej sytuacji nauczenie uczniów poprawnego posługiwania się językiem państwowym. W dzisiejszych czasach te proporcje zupełnie się odwróciły. To standardowa odmiana polszczyzny jest wszechobecna, a śląskojęzyczna społeczność żyje w coraz większym rozproszeniu. Należy się obawiać, że we współczesnym, mobilnym świecie ostatnie enklawy, w których w mowie codziennej jeszcze przeważa śląszczyzna, wkrótce znikną.

 

Mała społeczność, taka jak nasza, ma szansę przeciwstawić się uniformizującemu wpływowi współczesnego świata tylko przez aktywną edukację i samoedukację. Mowa śląska, niezależnie od tego, czy ją nazwiemy gwarą, dialektem czy językiem, będzie miała szansę przetrwania, jeśli każdy zainteresowany, jeśli tylko zechce, będzie mógł sięgnąć po odpowiednie pomoce naukowe i uczyć się nie o śląskiej mowie, ale doskonalić jej czynną znajomość, sprawność w posługiwaniu się nią.

 

P. Józef Kulisz porównał w swoim wystąpieniu konkursy na „Ślązaka Roku” ze słynnym „Dyktandem”, którego pomysłodawczynią i siłą napędową była ś.p. marszałek Krystyna Bochenek. Kluczowa różnica polega na tym, że do „Dyktanda” można się przygotować. Dla każdego, kto tylko tego chce, na wyciągnięcie ręki dostępne są dziesiątki słowników, podręczników i poradników. Udział w „Dyktandzie” stał się dla tysięcy ludzi motywacją do poprawienia swojej sprawności w posługiwaniu się poprawną polszczyzną.


Potencjał tkwiący w konkursach na „Ślązaka Roku” byłby w pełni wykorzystany, gdyby także do tego konkursu można było się przygotować. Do tego jednak potrzebne są powszechnie dostępne pomoce edukacyjne. Na podstawie każdego z monologów, które były wygłoszone podczas konferencji, powinno zostać ułożonych kilka lekcji poprawnej śląszczyzny. Czy zasad, na podstawie których jury konkursu ocenia, że jeden uczestnik mówi po śląsku lepiej, a drugi gorzej, nie dałoby się usystematyzować, opisać i udostępnić wszystkim zainteresowanym w formie podręcznika lub poradnika?

 

Nie można liczyć na to, że każdy Ślązak chcący zachować język przodków, będzie się kształcił sam, a swoje braki językowe nadrobi w domu, indywidualnie, jedynie przez osłuchanie się z mową starszego pokolenia. Ktoś, kto chciałby się dzisiaj nauczyć poprawnej śląszczyzny, musiałby właściwie zostać dialektologiem.


Samo „uwrażliwianie na piękno gwary”, jeśli nie idzie w parze z konkretną wiedzą, np. o strukturach gramatycznych, jest w obecnej sytuacji daleko niewystarczające. Młode pokolenie, mieszając gwarowy system językowy z systemem polszczyzny standardowej, w warunkach załamania się przekazu międzypokoleniowego i rozpadu zwartych środowisk śląskojęzycznych, nie ma najczęściej już możliwości rozstrzygania niepewności językowych, czyli odróżniania, co w naszym języku jest odziedziczone po starszym pokoleniu, a co już przejęte z języka standardowego. Tę lukę można i trzeba wypełnić, o czym się sami przekonujemy w naszym Towarzystwie. Jeżeli najstarsze pokolenie mówi po śląsku: do kuchnie, do wilije, do ciocie Cile, a młode niepostrzeżenie preferuje do kuchni, do wiliji, do cioci Cili, to jest to coś, czemu można przeciwdziałać poprzez edukację, ujmując zagadnienie za pomocą reguły gramatycznej i właśnie uwrażliwiając mówiących na dane zjawisko. Nie ma lepszego „uwrażliwienia” na gwarę jak traktowanie jej jako pełnoprawnego, naturalnego języka. Systemowe objaśnianie zjawisk językowych, tak jak się to robi np. na lekcjach języka polskiego, rozbudza też szacunek dla zagrożonego języka, ponieważ pokazuje, że nie jest on jakimś bełkotem, ale ma swój porządek i swoją wewnętrzną logikę.

 

Podstawowym zarzutem podnoszonym przez przeciwników kodyfikacji śląszczyzny jest to, że kodyfikacja ma jakoby zniszczyć gwarową różnorodność. „Danga” uważa, że jest to pogląd mylny, wynikający z nałożenia na postulowaną kodyfikację schematów myślowych przeniesionych z polszczyzny standardowej. Tymczasem w tych działaniach należy wzorować się nie na wielkich językach państwowych, takich jak polski, niemiecki czy francuski, ale na językach będących w podobnej do naszej sytuacji wspólnot mniejszościowych, których wiele zamieszkuje nasz kontynent. Największy język regionalny w Europie – język dolnoniemiecki, którym posługuje się około 2 mln ludzi, ze względu na zróżnicowanie dialektalne nie wykształcił do tej pory jednego standardu w piśmie. Mimo to język ten został uznany przez państwo i można go studiować na uniwersytecie. Język ladyński z pogranicza włosko-szwajcarskiego ma kilka dialektów, używanych w poszczególnych dolinach górskich. Gazeta wydawana w tym języku podzielona jest na części regionalne. W zależności od tego, skąd pochodzi autor artykułu, takim wariantem języka artykuł jest napisany.


Uważamy, że nie ma przeszkód, aby opisać normę języka śląskiego zawierającą wiele wariantów i odmian regionalnych. Jeśli nie znajdziemy innej możliwości, stwórzmy jedenaście podręczników, oddzielnie dla każdego z tradycyjnie wyróżnianych w śląskiej dialektologii obszarów gwarowych. Naszym zdaniem jednak praktyczniej byłoby przeprowadzić kodyfikację w taki sposób, że najpierw opisane zostałoby to, co jest dla całego Śląska wspólne, a na tym tle pokazane byłyby specyficzne właściwości poszczególnych subregionów. Pomimo znanych różnic, gwary śląskie mają przecież mnóstwo cech systemowych wspólnych. Dlaczego więc ich opisanie w przystępnej formie miałoby wykreować – jak to kilka razy określono – „byt sztuczny”?


Pamiętać należy, że nawet różnorodność gwarowa nie oznacza dowolności. Każda, najmniejsza nawet gwara ma swój system językowy, swoją normę, którą można opisać i udostępnić zainteresowanej społeczności. Dziwi nas, że przeciwnicy kodyfikacji śląszczyzny – której, jak twierdzą, jeszcze nie ma – już teraz tak głośno przed nią przestrzegają, nie widząc jednocześnie, jak szybko bogactwo gwarowe na naszych oczach eroduje pod naciskiem polszczyzny standardowej.


Właśnie w taki sposób w naszym Towarzystwie rozumiemy kodyfikację – jako usystematyzowanie i opisanie w uporządkowany sposób zasad rządzących językiem. Podstawowym celem tak rozumianej kodyfikacji nie mają być funkcje emblematyczne, tj. odróżnienie się od polszczyzny, ale edukacyjne, czyli umożliwienie każdemu nauki gwary charakterystycznej dla okolicy, w której on zamieszkuje.


Doceniamy wysiłki p. prof. Synowiec i wierzymy, że szczerze stara się ona uwrażliwiać swoich studentów na specyfikę pracy w środowisku gwarowym oraz zaszczepić im szacunek dla mowy ludu. Niestety nasza obserwacja jest taka, że wysiłki te nie przekładają się na działanie systemu edukacji jako całości. Od przeciętnego polonisty nigdy nie nauczymy się, czy po śląsku należy modlić się do „Pana Boga” czy do „Póna Boga”, albo czy jedzie się „do Zabrzo” czy „do Zobrzo” . Co więcej, nauczyciele poloniści w zdecydowanej większości uważają, że samo wykonywanie tego zawodu zobowiązuje ich do tego, żeby wszędzie mówić „poprawnie”, nawet bez cienia śląskiego akcentu. W programach nauczania polskiego wiele elementów zorientowanych jest na eliminację gwaryzmów z języka uczniów. W praktyce mowa śląska jest traktowana przez polski system edukacji jak język obcy! Trudno się wobec tego dziwić Ślązakom, którzy takiej sytuacji starają się nazwać rzecz po imieniu i usankcjonować prawnie status swojej mowy jako języka mniejszościowego.


Prof. Jadwiga Wronicz mówiła, że prawdziwym problemem w Polsce jest postszlachecka mentalność, która każe lekceważąco odnosić się do kultury ludowej, której jednym z elementów jest mówienie gwarą. P. profesor apelowała o pracę na rzecz zmiany tej mentalności. Tôwarzistwo Piastowaniô Ślónskij Môwy „Danga” uważa, że najlepszym sposobem na przełamywanie negatywnych stereotypów jest danie osobistego przykładu. Tego przykładu powinniśmy oczekiwać przede wszystkim od autorytetów zgromadzonych na sali. Zwracamy się więc z gorącą prośbą do organizatorów i sympatyków konkursów na „Ślązaka Roku”: Prosimy, abyście Państwo nie tylko przesłuchiwali i oceniali uczestników, ale sami odważyli się przemówić publicznie w pięknej i dostojnej śląszczyźnie, na której Ślązacy pragnący podnieść swoją kulturę słowa będą mogli się wzorować. Prawdziwym ciosem zadanym złym stereotypom byłoby pokazanie, że bycie profesorem czy senatorem, przynależność do elit nie są przeszkodą w mówieniu pięknie po śląsku. Nie istnieje żaden sposób na ochronę zagrożonego języka, który nie zakładałby jego jak najczęstszego i jak najszerszego używania!


W trakcie dyskusji padło stwierdzenie, że przedwojenny Sejm Śląski miał być jedynie „forum dyskusji o tym, jak mądrze zszyć Śląsk z Rzeczpospolitą”. Ubolewamy nad tym, że w dalszym ciągu wielu polskich patriotów w podobnie przedmiotowy sposób postrzega naszą mowę. Była ona potrzebna jako jeszcze jeden argument w sporze politycznym o przynależność państwową śląskiej ziemi. Dziś, kiedy ten spór stał się zupełnie anachroniczny, argument przestał być potrzebny. W tej sytuacji wielu Polaków nie akceptuje naszej mowy i szerzej – naszej inności, postrzegając je jako jakąś kłopotliwą zaszłość, wynik trudnej historii. I to właśnie jest prawdziwy powód frustracji w szerokich kręgach śląskiej społeczności, frustracji, która jest paliwem dla nastrojów izolacjonistycznych i separatystycznych.

 

Członkowie „Dangi” są przekonani, że właśnie język regionalny, język, którego można się nauczyć, którego znajomość można doskonalić, jest realnym i cywilizowanym pomysłem na śląskość przyszłości, śląskość pogodzoną wreszcie z polskością. Pielęgnowanie języka oznacza przeniesienie uwagi z cierpiętniczego rozpamiętywania naszych prawdziwych i domniemanych krzywd na działanie pozytywne – na to, co sami możemy zrobić ze sobą i dla siebie, tu i teraz. Uważamy, że jeśli nasza tożsamość miałaby należyte oparcie w języku, frustracje mogłyby się wreszcie wyciszyć, a Ślązacy mogliby wreszcie odnaleźć się w polskim społeczeństwie i polskim państwie. Nie bójmy się tego! Polska jest wystarczająco dużym krajem, aby mogło się w niej zmieścić wiele odrębności etnicznych i językowych. Nie musimy wszyscy być jednakowi, żeby żyć w zgodzie i pokoju!

prezes dr Józef Kulisz

e-mail: jozef.kulisz@gmail.com
tel.: 609 09 68 86

 

gościny udzielił rudolf z folwarku

powrót

Odwiedzin ogółem: 011536 Odwiedzin dzisiaj: 1

Ilość osób on-line: 1