Tôwarzistwo Piastowaniô Ślónskij Môwy DANGA (5/02/2012) |
|
Zôcni Przôciele Ślónskij Môwy, W przidôwce znejdziecie rozmôwã z prezesym Dangi dr. Józefym Kuliszym "Miałem kiedyś sen. Śnił mi się idealny Śląsk" (Dziynnik Zachodni z 3.lutego 2012 r.) | |
W mianie forsztandu
|
|
gościnnie: 5/02/2012 - rudolf z folwarku |
|
Kóntakt: Dr Józef Kulisz tel: 609 09 68 86e-mail: jozef.kulisz@gmail.com
|
|
Śląski nie jest wsiowy ! |
|
|
|
|
Jeśli zdołamy przywrócić naszej mowie naturalne piękno, twierdzi dr Józef Kalisz
|
Iza
Salamon: Przepiękny cytat
patronuje waszemu działaniu.
I.S.
Myśli Pan, że tymi słowami uda się poderwać
|
Jak ich słysza rzóndzić, |
Dr Józef Kulisz: Niektórych
na pewno tak! Gdyby nie było tych „niektórych”, nie byłoby naszego
Towarzystwa, nie byłoby tego spotkania. Dobrowolne bycie w mniejszości,
świadome pielęgnowanie mniejszościowego języka jest wyborem życia pod
prąd. Zapewne nie jest to droga, którą podążą tłumy, ale przecież, jak
mówił poeta, A do pięknej poezji sięgamy po to, żeby przełamywać negatywne stereotypy i pokazywać, jak nasza mowa może być piękna. Piękno ma moc przyciągania. Niestety dla wielu ludzi, szczególnie młodszych, którzy nie mieli szansy poznać mowy śląskiej w domu, czy w innym środowisku, gdzie była ona normalnym medium służącym do codziennej komunikacji, mówienie po śląsku oznacza mówienie byle jaką wsiową lub slangową polszczyzną.
|
|
I.S. Taką, jak obecnie w kabaretach? | |
J.K. Tak, kabarety nie mówią po śląsku. | |
Współczesnej medialnej śląskiej nowomowy absolutnie nie można uznać za
wzorzec, |
|
I.S. Czy to oznacza koniec śląskiego języka? | |
J.K Nie, | |
ale musimy go ratować. Wszystkimi siłami. Jest to mowa mniejszościowa i w morzu języka ogólnego osłabiona. Grozi jej wymarcie, jak wielu innym językom mniejszościowym. |
|
Dlaczego?
|
|
I.S. Mówi Pan, że nasz śląski rozpuszcza się w języku polskim… | |
J.K. Tak. | |
Są to systemy
językowe bliskie sobie i łatwo jest je mieszać. Ponieważ jesteśmy niejako
zanurzeni w morzu polskiego języka ogólnego, polszczyzna zewsząd przenika
do naszych głów. Choć znajomość literackiej polszczyzny jest powszechna i nic jej nie zagraża, nikt nie wątpi w potrzebę wieloletniej nauki języka polskiego, nikt nie wątpi, że potrzebne są katedry polonistyki na uniwersytetach, profesjonaliści przygotowujący słowniki i podręczniki i armia nauczycieli polskiego. Jak bardzo potrzebowalibyśmy choć małego ułamka tych możliwości dla pielęgnowania mowy śląskiej. Polacy mówią, że to śląski to mowa Kochanowskiego i Reja. Skoro tak, dlaczego nie chcą jej chronić tak jak swoją? Dlaczego odmawiają nam tych narzędzi?
|
|
I.S. Tutaj, na
spotkaniu w Radlinie, ale także i na innych spotkaniach, Ślązacy skarżą
się, jak bardzo byli w szkole tępieni za język śląski. Jedni mają łzy w
oczach, jak wspominają, że pani w szkole kazała im mówić po polsku,
stawiała dwóje za śląski, bo tu jest Polska… |
|
J.K. To wszystko prawda, ale nie zbudujemy przyszłości na wiecznym rozpamiętywaniu swojego bólu i wypominaniu krzywd. Tego, co było, nie zmienimy. Możemy zmienić tylko to, co będzie… |
|
I.S. Kto jest autorem pomysłu na ortografię języka śląskiego, którą Pan przedstawił w Radlinie? |
|
J.K. To wynik porozumienia z Cieszyna. Porozumienie zaakceptowały stowarzyszenia „Danga”, Pro Loquela Silesiana, Związek Górnośląski, Ruch Autonomii Śląska, Porozumienie Śląskie z Tarnowskich Gór oraz środowisko pisma „Ślůnsko Nacyjo”. Pracom przewodniczyła prof. Jolanta Tambor z Uniwersytetu Śląskiego, choć p. profesor nie ze wszystkimi ustaleniami osobiście się zgadza. |
|
I.S. Jakie największe trudności napotykacie w umacnianiu i popularyzowaniu mowy śląskiej? | |
J.K Podstawową trudnością jest brak ludzi dysponujących odpowiednią wiedzą i umiejętnościami. Choć potrzebujemy ludzi o różnych profesjach i specjalnościach, największą trudnością jest brak lingwistów i dialektologów, którzy mogliby kontynuować prace kodyfikacyjne. Nieliczni fachowcy, których mamy, mają swoje obowiązki i nie zostaje im wiele czasu i siły na pracę na rzecz ratowania śląskiej mowy. Mamy w naszej Dandze dwóch dialektologów, którzy są zapracowani po uszy, i jeśli nam pomagają, robią to kosztem swojego wolnego czasu i rodziny, tak jak m.in. Grzegorz Wieczorek. Jeśli chcemy, aby prace nad kodyfikacją i ochroną naszej mowy były prowadzone naprawdę profesjonalnie i ich postęp był zadowalający, musimy postarać się o to, aby przynajmniej kilku ludzi mogło zawodowo zajmować się językiem śląskim i z tej pracy utrzymać siebie i swoje rodziny. Gdybyśmy byli w stanie stworzyć etaty dla 2-3 ludzi, wówczas nie tylko kodyfikacja, ale i popularyzacja, aplikacja poszłyby szybko do przodu. Póki co nie mamy ludzi, a dla tych ludzi, których mamy nie mamy pieniędzy, siły, jesteśmy za słabo zorganizowani, żeby im dać etat
|
|
I.S. Stąd taka walka o język regionalny? | |
J.K. Tak, bo
jeśliby śląską mowę uznano za język regionalny, wówczas polskie państwo
zobowiązałoby się do powołania i utrzymania jakiejś instytucji, która
profesjonalnie zajmowałaby się ochroną naszego mniejszościowego języka. To
byłby wielki krok do przodu. |
|
I.S. A jest pan przecież pracownikiem naukowym Politechniki
Śląskiej i to z tytułami! |
|
J.K. I co z tego? Znajomość dodatkowego języka nigdy nas nie zubaża, a wręcz przeciwnie – stymuluje rozwój intelektualny. Na politechnice wszyscy wiedzą, że jestem Ślązakiem, mówię po śląsku i nawet założyłem śląskojęzyczne stowarzyszenie. Z małymi wyjątkami nikomu to nie przeszkadza. |
|
I.S. Co Pana zdaniem odgrywa najważniejszą rolę w śląskiej tożsamości? Autonomia, historia, język? | |
J.K. Wszystko jest ważne, ale dla mnie mowa jest najważniejsza. Jest w nas Ślązakach wiele bólu. Ten ból wynika z patrzenia, jak codziennie ubywa nam naszej swojskości – śląskości, a to przecież jest nasz dom. Ten ból był też we mnie. Długo szukałem, co z tą moją śląskością począć. Rozumiałem, że świat idzie do przodu i nie można cofnąć się do czasów sprzed stu lat. Czułem, że ani sama autonomia, ani sama świadomość historyczna nie wystarczą. To jednak jest coś obok. Przełomem było odkrycie pomysłu na język. Skodyfikowany język, język, którego można się nauczyć, który można zapisać, który można pielęgnować i którego znajomość można doskonalić, to jest cywilizowany sposób, na śląskość przyszłości. Sposób na to, żebyśmy mogli pozostać sobą w nowoczesnym świecie i ułożyć sobie zgodnie życie z nieśląskimi sąsiadami. Godajóncy po ślónsku! |
|
I.S. Tak więc co my mamy robić, żeby ratować te resztki śląskiej mowy? |
|
Póki nie dorobimy się instytucji edukacyjnych
z prawdziwego zdarzenia, każdy z nas może sam się uczyć, poznawać,
przypominać sobie. Nauka potrzebuje jednak obiektywizacji. Ważne jest,
żeby polegać nie tylko na swojej pamięci, albo pamięci kilku bliskich
osób, ale żeby też sięgać do naukowej literatury dialektologicznej, która
może osadzić nasze własne odkrycia w szerszym, ogólnośląskim kontekście.
Pewnym fenomenem na Śląsku jest obfitość
amatorów historyków, pasjonatów lokalnych dziejów,
I – wreszcie – starajmy się mówić z namysłem,
porządnie i pięknie.
|
|
Rozmawiała Iza Salamon Nowiny Rybnickie (22.06.2011) | |
gościnnie rudolf z folwarku
|
|
to znacy - nje goudey po nasymu - bo tak chcom te ucone profesory |
|
nasa pieśnicka biesiadna: Starzikowie powiadali, ze chachary wyzdychali A chachary zyjom i gorzouka pijom Z gury spoglondajom- wszystkich w rzici majom |
|
rudolf |
|
Rada Języka Polskiego nie chce chronić śląszczyzny |
|
|
|
„Danga” ze smutkiem przyjęła do wiadomości oficjalne stanowisko Rady Języka Polskiego, według którego mowa śląska nie spełnia formalnych wymogów, aby mogła zostać uznana za język regionalny. Członkowie Rady dochodzą w swojej opinii do wniosku, iż język używany tradycyjnie przez mieszkańców Górnego Śląska jest dialektem śląskim języka polskiego, który to jest w Polsce językiem urzędowym. Zwracają oni uwagę, że w myśl ustawy o języku regionalnym oraz Europejskiej Karty Języków Mniejszościowych i Regionalnych język regionalny musi się różnić od języka oficjalnego oraz że ustawa nie obejmuje dialektów oficjalnego języka państwa. „Dangę” dziwi łatwość, z jaką Rada formułuje takie wnioski. Argumentacja przytaczana w opinii Rady mniej lub bardziej świadomie powiela zamieszanie terminologiczne, którego ofiarami jesteśmy wszyscy od kilkudziesięciu lat. Zależnie od sytuacji i retorycznej potrzeby, pojęciu język polski raz nadaje się znaczenie szerokie, obejmujące wszystkie jego odmiany, a raz znaczenie wąskie, obejmujące jedynie standard literacki. Jeśli śląskojęzyczna społeczność domaga się praktycznych działań dla ochrony swej mowy, wówczas argumentuje się, że śląszczyzna jest wariantem języka polskiego, który jako język państwowy ustawowo podlega ochronie i wobec tego problem nie istnieje. Jednak cały aparat państwowy, a w szczególności system edukacyjny, traktuje wszelkie odmiany języka różne od standardu literackiego jako elementy obce i niepożądane, eliminując z języka młodzieży m. in. wszelkie „gwaryzmy” i „dialektyzmy”. Jeśli pojęcie „język polski” obejmuje śląszczyznę i wszystkie dialekty, wówczas językiem oficjalnym państwa nie jest tak rozumiany „język polski”, lecz tylko jedna z jego odmian – polszczyzna standardowa (literacka), tzw. dialekt kulturalny. Mowa śląska nie jest jednak ani odmianą ani pochodną polszczyzny literackiej. Dyskryminacja oraz rugowanie naszego języka etnicznego należy do najbardziej przykrych zbiorowych doświadczeń kilku pokoleń Ślązaków. Tym bardziej dziwi stwierdzenie Rady, że ogromna większość społeczeństwa polskiego uważa śląszczyznę za język polski. Czyżby więc Polacy sami niszczyli swój język? W państwie, w którym nie ma tradycji kultywowania dialektów oraz gdzie dialekty praktycznie wymarły, społeczność śląska trwająca przy swoim etnicznym języku staje się faktycznie mniejszością językową. Za uznaniem śląszczyzny za język regionalny przemawiają również argumenty socjolingwistyczne – przede wszystkim wola użytkowników wyrażona w spisie powszechnym oraz działalność organizacji regionalnych. „Danga” uważa, że kryterium „spełnienia wymogów” jest zależne od wielu interpretacji. Stwierdzamy ze smutkiem, że większości tych interpretacji Rada dokonała na niekorzyść śląszczyzny, za czym kryje się zła wola oraz brak zainteresowania zachowaniem śląskiej mowy jako żywego języka. „Dangę” dziwi, z jaką pewnością siebie językoznawcy wcielają się w rolę prawników, dokonując wykładni prawa, w tym prawa europejskiego. Gdyby Europejska Karta Języków Mniejszościowych i Regionalnych zabraniała uznawania dialektów „oficjalnego języka państwa” za języki regionalne, to wówczas niektóre uznane języki regionalne w Europie nie miałyby prawa istnieć, gdyż nie spełniają „formalnych wymogów”. Wymienić tu można takie języki jak Lowland Scots oraz Ulster Scots (dialekty angielskie w Szkocji i Irlandii Płn.) czy język dolnoniemiecki w Niemczech. Zapis karty, iż „nie obejmuje ona dialektów oficjalnego języka”, należy interpretować w ten sposób, że nie ma obowiązku uznawania wszystkich dialektów i odmian regionalnych. Karta daje państwom wolną rękę: to państwa same określają na drodze decyzji politycznej, którym etnolektom pragną nadać status języka oraz w jaki sposób chcą umocnić ich pozycję w społeczeństwie. Śląszczyzna spełnia wszystkie wymogi, żeby w ten sposób stać się językiem regionalnym. Rozstrzygającym argumentem nie powinno być wyliczanie jej cech wspólnych z dialektami małopolskim czy wielkopolskim, lecz wola polityczna społeczeństwa. Porównania takie nie mają sensu także dlatego, że żaden z tych dialektów nie jest oficjalnym językiem w Polsce. To nie dialekty małopolski i wielkopolski ekspandują na tereny śląskie, lecz polszczyzna standardowa!
Zamiast zasłaniać się formalizmem
znaczeniowym definicji lingwistycznych, zarówno rząd jak i Rada Języka
Polskiego powinni odpowiedzieć sobie na zasadnicze pytanie: Czy
pragną tego, żeby dziedzictwo językowe Górnego Śląska trwało i rozwijało
się nadal, czy też wolą, żeby uległo ono asymilacji z
polskim językiem standardowym, tak jak w zasadzie stało się to
już z przytoczonymi w opinii dialektami małopolskim i wielkopolskim?
Niestety, wielu członków Rady
Języka Polskiego w publicznych wypowiedziach dowiodło nieraz, jak niską
pozycję w ich hierarchii wartości zajmuje troska o dalsze trwanie
polszczyzny rozumianej szeroko, ze wszystkimi odmianami dialektalnymi i
gwarowymi.
Rada Języka Polskiego nie ustaje w
podkreślaniu polskiego charakteru górnośląskiej tradycji językowej. Do
największych paradoksów współczesnej polityki językowej należy fakt, iż
ciało to jednocześnie z taką zaciętością sprzeciwia się podniesieniu
statusu owej śląskiej polszczyzny – ponoć odmiany języka, który nosi we
własnej nazwie. Odnosimy ponadto wrażenie, że pewne środowiska w sprawie naszego języka zabierają głos dopiero wtedy, gdy chodzi o to, aby utemperować niesfornych Ślązaków.
Na co dzień
konstruktywnych działań na rzecz śląskiej mowy brak. Wydaje się, że
członkowie rady, choć nie mają odwagi przyznać tego otwarcie, tak naprawdę
nie chcą zachowania mowy śląskiej jako żywego języka. |
|
29 czerwca 2011 rok |
|
www.danga.pl
Dalszych informacji udziela prezes Dangi dr
Józef Kulisz e-mail:
jozef.kulisz@gmail.com
tel.: 609 09 68 86 |
|
gościny udzielił i do Internetu przygotował rudolf z folwarku |
|
|
|
chopie, podź sam y goudey, to Kryka czy laska .........marszałkowska ? rudolf z folwarku. Ciąg dalszy mój gość. |
|
Dr Artur Czesak językoznawca polonista, dialektolog. |
|
„Nowy” język śląski i legenda o 13 gwarach |
|
powrót | |
Obserwuję ostatnią dyskusję w „Dzienniku Zachodnim”, ożywioną debatą w sejmowej komisji mniejszości narodowych oraz konferencją i publikacjami związanymi z Dniem Języka Ojczystego. Najpierw zajmę się kwestią zmityzowanej, a może pechowej liczby 13 gwar. Liczba wygląda efektownie, przemawia do potocznej wyobraźni i wydaje się mieć moc argumentu w dyskusji o niemożności skodyfikowania śląskiej ortografii i postulowania nadania językowi śląskiemu prawnego statusu języka regionalnego.
Liczbę 11 gwar
wymieniła w 2008 r. podczas konferencji w Katowicach prof. Iwona
Nowakowska-Kempna. Sądzę, że uczona odwoływała się do podziału prof. Alfreda
Zaręby, który wyróżnił 8 zespołów gwarowych, a część dzieliła się na
mniejsze, więc można się doliczyć 11.
Nie wnosi to
jednak niczego do dyskusji o tworzeniu języka śląskiego. Procesy
językotwórcze toczą się w dużej mierze na polu kulturalnym, symbolicznym,
społecznym. Wystarczy poszerzenie perspektywy: tak działo się w XIX wieku,
gdy „stworzono” język serbsko-chorwacki, „odrodzono” język czeski,
„usamodzielniono” język słowacki. Ileż było natrząsania się dziennikarzy i
elit społecznych, gdy języków ukraińskiego i białoruskiego chciano używać
w publicystyce i nauce. Także współcześnie – jeśli ktoś mówi o tym, że na Kaszubach sprawa była prosta, nie wie o tamtejszym rekordzie – doliczono się 76 gwar. Uogólniona wersja kaszubskiego została stworzona i wydyskutowana przez aktywne elity naukowe, literackie i społeczne. Lokalne sposoby mówienia i pisania trwają, ale korzyści z powstania standardowej wersji języka przeważają. Staje się on bowiem dobrem wspólnym, rozwijanym i pielęgnowanym, rozbudowywanym o terminologię ustalaną przez Radę Języka Kaszubskiego. W tym kontekście uwagi pani senator Marii Pańczyk-Pozdziej, że jeden język może lokalne odmiany w jakiś sposób zdominować, należy traktować poważnie. Podzielam tę troskę, nie zgadzam się z wnioskami.
Zatem, mimo
że sytuacja wydaje się zupełnie nowa, można powiedzieć, rozszerzając
perspektywę na całość Słowiańszczyzny, a nawet na wszelkie języki małe i
zagrożone: nihil
novi.
Język śląski daje się ująć w typologiach tworzonych przez badaczy
kontaktów językowych i socjolingwistów.
Pracujący w Tartu
prof. Aleksandr Duliczenko już ponad 30 lat temu wyróżnił kategorię
„mikrojęzyków literackich”. Dzięki autorom piszącym po śląsku nie tylko o
skarbniku, Antku i Francku i utopcach (z całym szacunkiem dla
tradycji, ale to tak, jakby kulturę polską ograniczyć np. do
Kochanowskiego i Halki)
mamy teksty, które w żaden sposób nie mieszczą się w pojęciu „gwary
ludowej”.
Niech za przykład posłużą Duchy
wojny Alojzego
Lyski, Listy
z Rzymu Zbigniewa
Kadłubka, a nawet kreacyjna, choć gramatycznie „niepoprawna”,
twórczość Bolesława Paździora. „Rodzenie się” języków standardowych jest także z punktu widzenia socjolingwistyki procesem naturalnym, podobnie – niestety, powie kulturoznawca – jak ich umieranie.
Językoznawstwo
zna również uznane języki, mające piśmiennictwo, lecz normę
policentryczną. Za przykład może być język rusiński – różniący się wieloma
cechami na wschodzie Słowacji, w Polsce, Rusi Zakarpackiej i w Wojwodinie. Novum polega na tym, że po 20 latach wolności coraz szersze grono obywateli uważa, że może w pełni, swobodnie, artykułować swoją tożsamość, nie czując na sobie ciężaru totalitaryzmu. O wszystkim można dyskutować, a więc także o tym, iż w polskiej szkole na Górnym Śląsku wielokrotnie dokonywano aktów wykluczenia gwar śląskich z polszczyzny.
Nowe jest to, że „nowe” śląskie elity nie uważają za konieczne ograniczać swojej śląskości ze względu na „wiadome siły” i groźbę nazwania swych działań „wodą na młyn odwetowców z Bonn”. Weryfikacją intencji są czyny, a ich oceny można dokonywać samodzielnie i jawnie, bez ulegania propagandowym zaklęciom. Także i to jest nowe, że mówiący po śląsku przestają się czuć przez swą mowę napiętnowani, odrzucają schematy myślenia, nazywanego w nauce „kolonialnym”, w którym mówienie haitańskim kreolem lub powiedzenie w towarzystwie „chopie, podź sam” jest bardzo śmieszne – dla przyjezdnych sprawujących władzę i „tubylców”, którzy przyjęli kulturę dominującą za swoją. Ich walka z „młodymi” miewa smutne cechy obrony życiowych wyborów, podejmowanych w odmiennych i trudnych warunkach. Nowe jest to, że wolność druku i publikowania w Internecie pozwalają każdemu, kto ma dobrą wolę, zapoznawać się z argumentacją każdej ze stron. Nowe jest to, że demonstracyjne profesorskie niezadowolenie lub podniesiony głos nie są argumentami rozstrzygającymi i zamykającymi dyskusję.
|
|
dr Artur Czesak, językoznawca polonista, dialektolog, członek Towarzistwa „Danga” | |
gościny udzielił rudolf z Folwarku |
|
Reakcja na
wywiad z prof. Heleną Synowiec „Nasza godka to nie język”
|
|
W
wywiadzie „Nasza godka to nie język” w
Dzienniku Zachodnim z 18 lutego 2011 r. (patrz załącznik) pani prof.
Helena Synowiec stwierdza, że kodyfikacja języka śląskiego oraz
nadanie mu statusu języka regionalnego „zmierza do ujednolicenia,
uznania cech jednego obszaru gwarowego za główne”. Konsekwencją
takiego działania miałoby być powstanie sztucznego języka, który wcale
„nie byłby już taki nasz”, i narzucenie go większości Ślązaków. |
|
|
|
Tŏwarzistwo Piastowaniŏ Ślónskij Mŏwy Danga protestuje przeciwko takim sugestiom, które nie pokrywają się z rzeczywistością. Ze smutkiem stwierdzamy, że powtarzanie po raz kolejny tych samych, nieprawdziwych tez wskazuje, że środowisko przeciwników śląskiego języka regionalnego nie jest zainteresowane szczerym dialogiem ze zwolennikami tej idei i nawet nie próbuje zapoznać się ani merytorycznie polemizować z argumentami strony przeciwnej. Równocześnie wykazuje ono niezrozumiałą dla nas obojętność wobec głosu ludzi, którzy na co dzień doświadczają w swoim otoczeniu szybkiego i prawdopodobnie nieodwracalnego zaniku śląskiej mowy jako języka prymarnego ludności. Dlatego powtarzamy jeszcze raz, aby wreszcie przebiło się to do publicznej świadomości: Kodyfikacja śląskiego języka wg naszych założeń nie ma służyć narzucaniu Ślązakom opolskim lub cieszyńskim cech gwarowych obszaru przemysłowego, ani nie ma arbitralnie uznawać cech jednych gwar śląskich za bardziej poprawne od innych. Kodyfikacja jest potrzebna po to, żeby pomóc Ślązakom młodszego pokolenia rozstrzygać niepewności językowe i zapobiegać zanikowi śląszczyzny – czyli systemowemu mieszaniu mowy śląskiej z polszczyzną standardową. Kodyfikacja ma też umożliwić naukę śląskiej mowy tym, którzy w domu po śląsku już nie mówią, ale pragną powrócić do języka przodków. Niepewności językowych przeciętny przedstawiciel średniego lub młodego pokolenia mówiący czy piszący po śląsku ma mnóstwo. Czy po śląsku powinno się mówić: do Zabrza, do Zŏbrzŏ a może do Zabrzŏ? Jaka zasada tutaj obowiązuje? Jest to pytanie, na które każdy zainteresowany powinien być w stanie sam sobie odpowiedzieć sięgając po ogólnie dostępny podręcznik lub poradnik. Członkowie Dangi codziennie doświadczają, iż wiele cech językowych, które w pokoleniu naszych dziadków i pradziadków występowały konsekwentnie (do Zŏbrzŏ), w języku młodego pokolenia pojawia się już na przemian z wariantami typowymi dla polskiego języka standardowego (do Zabrza) lub zanika zupełnie na korzyść tych ostatnich (przykładem może być również śląska końcówka -ŏ w dopełniaczu l. poj. rzeczowników odczasownikowych, wypierana przez polskie -a; do czyniynia zamiast do czyniyniŏ). Porównując język młodego pokolenia ze stanem języka na Górnym Śląsku opisanym w pracach Olescha, Zaręby, Steuera i innych dialektologów stwierdzamy jednoznacznie, że system językowy gwar śląskich ulega obecnie szybkiej erozji i miesza się z językiem standardowym nawet tam, gdzie dominuje jeszcze ludność autochtoniczna. Systemowe różnice międzypokoleniowe są już często większe niż różnice regionalne! Zjawisko to nie ogranicza się jedynie do miast i ich obrzeży, ale szerzy się również na wsiach. Trudno nam zrozumieć, że przeciwnicy kodyfikacji do tej pory w swoich publicznych wypowiedziach nie ustosunkowali się do tego problemu. W takich warunkach trudno o merytoryczną dyskusję. Nasze rozumienie kodyfikacji oznacza więc, że warianty regionalne powinny pozostać równoprawne (na przykład końcówki 1. osoby l. poj. czasowników czasu teraźniejszego: idã, ida, idym, ide). Postulowane podręczniki do śląskiej gramatyki powinny zawierać mapki ukazujące zasięg poszczególnych wariantów oraz wskazówkę dla użytkowników, żeby używali form typowych dla regionu, w którym mieszkają. W ten sam sposób można potraktować wspomnianą w wywiadzie oboczność polóny/polŏty. W Atlasie Językowym Śląska autorstwa prof. Alfreda Zaręby zawarta jest mapka, na której przebieg tej izoglosy jest bardzo dokładnie przedstawiony. O żadnym narzucaniu obcej normy nie ma mowy. „Danga” zauważa, iż strach przed jednowariantowością skodyfikowanej normy wynika z nałożenia na postulowaną kodyfikację ciasnych schematów myślowych przeniesionych z polszczyzny standardowej. Tymczasem w tych działaniach należy wzorować się nie na wielkich, okrzepłych językach państwowych, takich jak polski, niemiecki czy francuski, ale na językach i dialektach wspólnot mniejszościowych będących w podobnej do naszej sytuacji, których wiele zamieszkuje nasz kontynent. Języki mniejszościowe i regionalne z reguły są mniej lub bardziej niejednolite, a ich norma – o ile w ogóle istnieje – obejmuje z reguły warianty regionalne (na przykład kaszubski, łemkowski, dolnoniemiecki, ladyński). Śląska mowa nie jest więc pod tym względem wyjątkiem. To raczej pogląd, że istnienie kilku zespołów gwarowych miałoby uniemożliwić edukację językową, jest w skali europejskiej czymś dziwacznym i wyjątkowym. Nigdzie indziej nie jest to przeszkodą w organizowaniu takiej edukacji tam, gdzie istnieje taka potrzeba i gdzie część społeczności posługującej się takim językiem sobie tego życzy. To środowisko przeciwników śląskiego języka regionalnego, o ile uda mu się zniweczyć plany podniesienia statusu śląszczyzny, uczyni z naszego etnolektu niechlubny wyjątek, skazany przez nie mówiącą po śląsku większość na faktyczną eutanazję w szybko zanikających mikrospołecznościach. Pani profesor na konferencji „W kręgu śląskiej kultury, tradycji i dialektu” 19.10.2010 r. w Warszawie apelowała do uczestników: „Mówić, ale nie pisać! Badać i uwrażliwiać, uczyć o gwarze, ale nie uczyć gwary!” Danga uważa, że dziwnie brzmią takie słowa z ust dydaktyka języka, którego interesują problemy kształcenia podwójnej kompetencji językowej uczniów w środowiskach gwarowych (tak pani profesor określiła się w wywiadzie). Chcielibyśmy od pani profesor się dowiedzieć, w jaki sposób kształcić śląską kompetencję językową uczniów nie ucząc (rozumiemy, że podwójna kompetencja językowa obejmuje również kompetencję w posługiwaniu się śląszczyzną). Jest to jedyny znany nam przypadek, gdzie nieuczenie zostało uznane za pożądaną metodę kształcenia kompetencji językowej!!! Nieuczenie jako metoda ochrony zanikającego systemu językowego jest swoistym dydaktycznym novum nie tylko na skalę europejską, lecz wręcz światową! Ponadto prosimy panią profesor jako specjalistę dydaktyka językowego, aby nam wyjaśniła, jakie dydaktyczne zalecenia ma dla swoich studentów borykających się z konkretnymi niepewnościami językowymi (na przykład jeśli wahają się, jak mówić po śląsku: do Zabrza lub do Zŏbrzŏ, do Òrzysza czy do Òrzyszŏ)? W jaki sposób pani profesor wytłumaczy im istotę problemu „uwrażliwiając na gwarę i badając gwarę, lecz nie ucząc jej”? Podobnie jak studiowanie historii motoryzacji nie zastąpi nauki jazdy samochodem, nie wystarczy już dzisiaj samo tylko uwrażliwianie na gwarę, albo edukowanie o gwarze. Potrzebna jest nauka czynnego posługiwania się śląszczyzną! Pani profesor zastanawia się w wywiadzie, jakie to gatunki wypowiedzi Ślązak miałby zapisywać. Postawienie takiego pytania świadczy o zupełnym oderwaniu od rzeczywistości, która nas otacza. Przecież pozycjami napisanymi w zamierzeniu po śląsku można zapełnić już niejedną półkę. Oprócz tego śląszczyzna podbija internet – medium, w którym funkcjonuje głównie w formie pisanej. Istnieje wiele list e-mailowych, prywatnych stron internetowych, portali, platform dyskusyjnych, których użytkownicy tworzą literaturę lub „tylko” dyskutują ze sobą – pisząc po śląsku. Niestety jakość językowa tych tekstów pozostawia zazwyczaj wiele do życzenia. Autorzy znają „gwarę” często mniej lub bardziej pobieżnie, cechy systemowe rzadko już stosowane są konsekwentnie. W tekstach tych uwidaczniają się wszystkie negatywne zjawiska składające się na erozję systemu, o których wspominaliśmy wyżej. Piszący często świadomi są tego, że ich teksty są błędne i niewiele już mają wspólnego z językiem tradycyjnym, lecz nie mając dostępu do pomocy edukacyjnych, ani nie obcując co dzień z pokoleniem dziadków, są zdani wyłącznie na błądzenie po omacku lub na zawodne przypominanie sobie, jak piyrwyj gŏdali starka. Jedynie znikoma garstka zapaleńców decyduje się sięgnąć po trudno dostępną literaturę dialektologiczną i dokształcać się samodzielnie. Sama liczba powstających tekstów świadczy dobitnie o tym, jak wielka jest potrzeba edukacji językowej. Trudno nam zrozumieć, dlaczego pani profesor potrzeby tej nie chce dostrzec. Z zażenowaniem przeczytaliśmy pod wywiadem pogląd prof. Jana Miodka, że gwara jest mową prostych ludzi. Jest to stwierdzenie w oczywisty sposób wartościujące, utrwalające negatywne stereotypy, które mówienie po śląsku każą kojarzyć z brakiem wykształcenia i niskim statusem społecznym. Wielu z naszych członków i sympatyków to ludzie z wyższym wykształceniem, niektórzy z tytułami naukowymi, znający po kilka języków obcych. Ludzie ci świadomie, często wbrew otoczeniu i wbrew ogólnej tendencji, starają się starannie mówić po śląsku - także poza domem i na forum publicznym. Jeśli przyjmiemy, że mówienie gwarą nie jest właściwe dla człowieka wykształconego i - ogólnie rzecz biorąc – cywilizowanego, to czy nie czynimy w ten sposób wielkiego zamieszania w głowach młodych Ślązaków, których ze wszystkich stron nawołujemy do zdobywania coraz lepszego wykształcenia? Danga uważa, że przypisywanie członkom jakiejkolwiek grupy językowej pewnych cech osobowości czy statusu społecznego właśnie ze względu na ich język, jest rzeczą niegodną humanisty. Kwestionowanie potrzeby edukacji językowej młodego pokolenia Ślązaków to wielkie zaniechanie i zaniedbanie wobec dziedzictwa naszych przodków. Tego zaniedbania nie zrekompensują nawet najbardziej wyszukane słowa o „pięknej językowej skamielinie” albo o „języku Rejów i Kochanowskich”.
|
|
dr Józef
Kulisz
Grzegorz
Wieczorek Więcej o kodyfikacji i potrzebie edukacji na stronach Dangi:
|
|
Nie wystarczy edukować o śląskiej mowie – czas zacząć jej uczyć! Informacja prasowa Tôwarzistwa Piastowaniô Ślónskij Môwy „Danga” nr 3/2010 |
|
|
|
Keywords: konferencja, Danga, śląski język regionalny,
prof.
Simonides, prof. Miodek, prof. Synowiec,
|
|
Komentarz „Dangi” do
konferencji W kręgu śląskiej kultury, tradycji i dialektu, |
|
19 października odbyła
się w Senacie konferencja „W
kręgu śląskiej kultury, tradycji i dialektu” zorganizowana
z okazji dwudziestej edycji konkursu „Po naszymu, czyli po śląsku”.
Uczestnikami spotkania byli prawie wyłącznie
zwolennicy obowiązującego dotychczas
pojmowania mowy śląskiej jako gwary, która powinna istnieć wyłącznie jako
język mówiony, którą można i należy badać, ale której nie należy nauczać.
Uczestnicy spotkania zgodnie opowiedzieli się przeciwko kodyfikacji
śląskiej mowy i przeciwko jej uznaniu za język regionalny.
Tôwarzistwo Piastowaniô Ślónskij Môwy
„Danga” uważa stare sposoby postrzegania śląszczyzny za nieprzystające do
nowych czasów. Mowa śląska będzie miała szansę przetrwania, jeśli każdy
zainteresowany będzie mógł sięgnąć po odpowiednie pomoce naukowe i uczyć
się nie o śląskiej mowie, ale doskonalić czynną sprawność w posługiwaniu
się nią.
W opinii zdecydowanej
większości występujących kodyfikacja śląskiej mowy i przetworzenie jej w
język regionalny jest niemożliwe, a nawet szkodliwe. Główną przeszkodę
dyskutanci upatrują w zróżnicowaniu gwar śląskich, które postulowana
kodyfikacja miałaby zniszczyć. Przy całym szacunku dla p. senator, państwa profesorów i innych osób zaangażowanych w organizację konkursów na „Ślązaka Roku”, ich szczerych intencji i dorobku, „Danga” uważa dotychczas proponowane sposoby kultywowania śląskiej mowy za niewystarczające. Nasze stowarzyszenie powstało jako wynik prostej obserwacji – mowa śląska wymiera. To spostrzeżenie nie zostało zakwestionowane przez żadnego z uczestników dyskusji. Pani senator oraz kilku innych uczestników spotkania zauważyli, że w śląszczyźnie jest coraz mniej germanizmów. Jest to jednak tylko część prawdy. Przemiany we współczesnej śląszczyźnie polegają nie na zaniku germanizmów, ale na zaniku wszystkich tych cech języka, które brzmią egzotycznie dla człowieka przyzwyczajonego do standardowej polszczyzny. Razem z germanizmami z języka młodszych pokoleń znikają więc także staropolskie archaizmy, którymi tak zachwycał się p. prof. Miodek. „Danga” uważa, że kluczem do przetrwania małego języka, takiego jak nasz, jest edukacja. Uważamy, że w dzisiejszych czasach nie wystarczy już tylko „uwrażliwiać na gwarę” i uczyć o gwarach. Takie podejście było słuszne kilkadziesiąt lat temu, kiedy śląszczyzna była wszechobecna, nie było masowych mediów, a tylko kilka procent społeczeństwa posługiwało się językiem standardowym. Podstawowym zadaniem szkoły było w takiej sytuacji nauczenie uczniów poprawnego posługiwania się językiem państwowym. W dzisiejszych czasach te proporcje zupełnie się odwróciły. To standardowa odmiana polszczyzny jest wszechobecna, a śląskojęzyczna społeczność żyje w coraz większym rozproszeniu. Należy się obawiać, że we współczesnym, mobilnym świecie ostatnie enklawy, w których w mowie codziennej jeszcze przeważa śląszczyzna, wkrótce znikną.
Mała społeczność, taka jak nasza, ma szansę przeciwstawić się uniformizującemu wpływowi współczesnego świata tylko przez aktywną edukację i samoedukację. Mowa śląska, niezależnie od tego, czy ją nazwiemy gwarą, dialektem czy językiem, będzie miała szansę przetrwania, jeśli każdy zainteresowany, jeśli tylko zechce, będzie mógł sięgnąć po odpowiednie pomoce naukowe i uczyć się nie o śląskiej mowie, ale doskonalić jej czynną znajomość, sprawność w posługiwaniu się nią.
P. Józef Kulisz porównał w swoim wystąpieniu konkursy na „Ślązaka Roku” ze słynnym „Dyktandem”, którego pomysłodawczynią i siłą napędową była ś.p. marszałek Krystyna Bochenek. Kluczowa różnica polega na tym, że do „Dyktanda” można się przygotować. Dla każdego, kto tylko tego chce, na wyciągnięcie ręki dostępne są dziesiątki słowników, podręczników i poradników. Udział w „Dyktandzie” stał się dla tysięcy ludzi motywacją do poprawienia swojej sprawności w posługiwaniu się poprawną polszczyzną.
Nie można liczyć na to, że każdy Ślązak chcący zachować język przodków, będzie się kształcił sam, a swoje braki językowe nadrobi w domu, indywidualnie, jedynie przez osłuchanie się z mową starszego pokolenia. Ktoś, kto chciałby się dzisiaj nauczyć poprawnej śląszczyzny, musiałby właściwie zostać dialektologiem.
Podstawowym zarzutem podnoszonym przez przeciwników kodyfikacji śląszczyzny jest to, że kodyfikacja ma jakoby zniszczyć gwarową różnorodność. „Danga” uważa, że jest to pogląd mylny, wynikający z nałożenia na postulowaną kodyfikację schematów myślowych przeniesionych z polszczyzny standardowej. Tymczasem w tych działaniach należy wzorować się nie na wielkich językach państwowych, takich jak polski, niemiecki czy francuski, ale na językach będących w podobnej do naszej sytuacji wspólnot mniejszościowych, których wiele zamieszkuje nasz kontynent. Największy język regionalny w Europie – język dolnoniemiecki, którym posługuje się około 2 mln ludzi, ze względu na zróżnicowanie dialektalne nie wykształcił do tej pory jednego standardu w piśmie. Mimo to język ten został uznany przez państwo i można go studiować na uniwersytecie. Język ladyński z pogranicza włosko-szwajcarskiego ma kilka dialektów, używanych w poszczególnych dolinach górskich. Gazeta wydawana w tym języku podzielona jest na części regionalne. W zależności od tego, skąd pochodzi autor artykułu, takim wariantem języka artykuł jest napisany.
Członkowie „Dangi” są przekonani, że właśnie język regionalny, język, którego można się nauczyć, którego znajomość można doskonalić, jest realnym i cywilizowanym pomysłem na śląskość przyszłości, śląskość pogodzoną wreszcie z polskością. Pielęgnowanie języka oznacza przeniesienie uwagi z cierpiętniczego rozpamiętywania naszych prawdziwych i domniemanych krzywd na działanie pozytywne – na to, co sami możemy zrobić ze sobą i dla siebie, tu i teraz. Uważamy, że jeśli nasza tożsamość miałaby należyte oparcie w języku, frustracje mogłyby się wreszcie wyciszyć, a Ślązacy mogliby wreszcie odnaleźć się w polskim społeczeństwie i polskim państwie. Nie bójmy się tego! Polska jest wystarczająco dużym krajem, aby mogło się w niej zmieścić wiele odrębności etnicznych i językowych. Nie musimy wszyscy być jednakowi, żeby żyć w zgodzie i pokoju! |
|
prezes dr Józef Kulisz
e-mail: jozef.kulisz@gmail.com
|
|
gościny udzielił rudolf z folwarku |
|