G. W.: Na rynku wydawniczym nie brakuje pozycji o Śląsku i po
śląsku. Czym się wyróżnia Gōrnoślōnski Ślabikŏrz?
Józef Kulisz:
Gōrnoślōnski Ślabikŏrz to dzieło wyjątkowe. To pierwsza śląska czytanka
dla dzieci, przeznaczona przede wszystkim do szkół. Wyróżnia ją też to, że
od samego początku – z założenia - została napisana w ortografii „ogólnośląskiej”
- na tyle, na ile to było możliwe. Elementarz ten może więc służyć jako
podręcznik do nauki czytania i pisania w różnych częściach Górnego Śląska.
Zainteresowanie, jakie wzbudził, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.
Wszystkie egzemplarze pierwszego, sponsorowanego wydania, są już
wyprzedane.
Z czyjej inicjatywy powstał Ślabikŏrz?
Inicjatorem
i koordynatorem przedsięwzięcia jest towarzystwo Pro Loquela
Silesiana z siedzibą w Chorzowie. To ono wystąpiło do
Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej z wnioskiem o przyznanie dotacji
na ten cel. Pozyskanie środków w wysokości 40.000 złotych w ramach
Programu Operacyjnego „Fundusz Inicjatyw Obywatelskich” umożliwiło
realizację projektu, jednak najwięcej wysiłku pochłonęło jego wykonanie,
czyli zgromadzenie tekstów i ułożenie 46 lekcji. I tu również PLS stanął
na wysokości zadania. Największą zasługę dla przygotowania elementarza ma
sekretarz towarzystwa p. Mirosław Syniawa z Chorzowa –
redaktor Ślabikŏrza oraz autor większości tekstów. Gdyby nie on, to
Ślabikŏrza prawdopodobnie by nie było. Projekt należało wykonać w
określonym, krótkim czasie. Okazało się, że znalezienie autorów, którzy
dobrze władają śląszczyzną, a przy tym potrafią pisać dla dzieci, nie jest
wcale takie proste. Groziło nam niebezpieczeństwo, że nie zdążymy zebrać
wystarczającej liczby tekstów. Lukę tę wypełnił Mirek - bez wątpienia
spisał się na medal.
Jaki wkład miała Danga?
Nasz wkład
jest mniej spektakularny i trudniej przeliczalny na teksty i lekcje. Nasi
członkowie napisali teksty do siedmiu lekcji. Pośredniczyliśmy też w
nawiązaniu kontaktu z niektórymi autorami, którzy dobrze piszą po śląsku.
Ważny wkład wniosła nasza członkini p. Danuta Pacan,
nauczycielka, która weryfikowała lekcje pod względem pedagogicznym,
czasami nawet proponując ich tematykę i zawartość, a także udzielała
autorom wielu cennych rad. W końcu uczestniczyliśmy w konsultacjach
językowych oraz w procesie korekty.
Chciałbym tu zaznaczyć, że wypowiadając te słowa nie chcę sugerować, że
Ślabikŏrz to dzieło „Dangi”, ani przywłaszczać sobie zasług naszych
kolegów PLS. Po prostu identyfikujemy się całkowicie z tą inicjatywą i
chcemy wykorzystać nasze kanały informacyjne, żeby pomóc promować tę
publikację – a przy okazji powiedzieć kilka rzeczy z naszego punktu
widzenia ważnych.
Co można powiedzieć o stronie językowej Ślabikŏrza?
Na początku
wypada podkreślić, że jest to praca zbiorowa, wykonana przez społeczników.
Pomimo to pod względem językowym wyróżnia się w naszej ocenie bardzo
pozytywnie na tle publikacji czysto amatorskich. Autorzy zadali sobie trud
zapoznania się z literaturą dialektologiczną. Dzięki temu w Ślabikŏrzu
dominuje śląszczyzna tradycyjna, charakterystyczna dla pokoleń, które
wychowały się w środowisku jednojęzycznym – śląskim. Śląskie cechy
językowe są używane świadomie i konsekwentnie. Mieszanie tradycyjnego
śląskiego dialektu z polskim językiem standardowym – tak typowe dla
młodego pokolenia – zostało w dużym stopniu wyeliminowane. Również teksty,
które cechowała nieadekwatność stylistyczna czy wręcz indywidualna
nowomowa autorów, zostały odrzucone lub oddane do poprawki. Błędy
ortograficzne, gramatyczne oraz stylistyczne zostały ograniczone do
minimum. Nie znaczy to, że wszystkie teksty są doskonałe, jednak wynik
jest moim zdaniem dobry.
Tylko dobry?
Ocena
„dobry” dla dzieła społeczników to wynik, którego nikt nie musi się
wstydzić. To, że w takim dziele zespołowym znajdzie się tu i ówdzie jakiś
brak, nie powinno dziwić. Czasami stylistyka jest dyskusyjna, gdyż zbytnio
wzoruje się na języku ogólnopolskim - tak jak na przykład w słowie
wstępnym. W tekście „Jake te Ślōnzŏki sōm?” jest mowa o śląskich
cechach charakteru. Wydaje się tutaj ujawniać jakiś kompleks niższości,
który autorzy kompensują przypisując Ślązakom jedynie na wskroś pozytywne
cechy...
Nie zawsze udało się autorom wyeliminować zjawisko, które my określamy
mianem egzotyzmu, polegające na tym, że wybierane są słowa lub formy
gramatyczne, które nie są reprezentatywne dla całości Śląska (tzn. mają
bardzo ograniczony zasięg), ale sprawiają, że „śląski język” bardziej się
różni w odczuciu czytającego od języka polskiego. Opis takich cech o małym
zasięgu powinien raczej znaleźć się w objaśnieniach do elementarza.
Można by wymienić
jeszcze kilka słabości, ale zaznaczam: jest ich niewiele i nie są one w
stanie poważnie obniżyć wartości Ślabikŏrza.
Czy nie powinniśmy się obawiać, że Ślabikŏrz promuje kulturowy
skansen?
Kto myśli,
że Ślabikŏrz powiela językowo-kulturowy skansen, powinien książkę
przeczytać. W Ślabikŏrzu udało się powiązać wierność tradycji językowej z
nowoczesnością tematów. Czytelnik nie znajdzie tu klasycznych berów i
bŏjków, wiców i rozprŏwków o starych czasach. Zamiast tego są teksty o
dinozaurach, astronomii czy o geografii Śląska. Wiele tekstów dotyczy
naszego codziennego życia, świata dzisiejszych młodych pokoleń. Również
tutaj przywracamy śląszczyźnie jej pierwotną funkcjonalność z czasów,
kiedy była ona językiem prymarnym większości Górnoślązaków.
Warto to podkreślić dziś, kiedy
śląszczyzna została już prawie wyparta z wielu domen życia społecznego
przez polski język standardowy. W obecnych czasach śląska kompetencja
językowa i komunikacyjna kolejnych pokoleń zanika. Młodzi ludzie mają
kłopoty z mówieniem i pisaniem po śląsku w sposób wzniosły, czy choćby
stylistycznie neutralny. A nasi dziadkowie dobrze wiedzieli lub wiedzą
jeszcze, co to jest mŏwa paradnŏ, potrafili po śląsku mówić
pięknie, wyrażać siebie i opisywać świat. I to bez korzystania ze wzorca
polskiego języka literackiego, który był dawniej – co tu ukrywać –
poniekąd językiem obcym, rozumianym biernie – językiem, którego trzeba się
było dopiero nauczyć lub douczyć (choć oczywiście nieporównywalnie
bliższym niż język niemiecki lub czeski). Wielu starych Górnoślązaków
opowiada o tym, lecz ich doświadczenia i odczucia znajdują się poza
głównym nurtem promowanej w życiu publicznym ideologii państwowej.
Myślę, że w Ślabikŏrzu udało się to wyczucie językowe w znacznej mierze
przywrócić. To odejście od konwencji kabaretowo-wicowej, od skrzywionej
masztalszczyzny a powrót do korzeni.
W Ślabikŏrzu pojawiają się nowe literki, dla większości raczej
egzotyczne. Czy przeciętny czytelnik będzie wiedział, co one oznaczają.
Czy jest wyjaśnione, jak korzystać ze Ślabikŏrza?
Faktycznie,
nie obeznanemu w materii dialektologicznej czytelnikowi Ślabikŏrza może
nie być łatwo odgadnąć, jak ma rozumieć literki nie znane mu z języka
polskiego, na jakich zasadach opiera się ortografia. Ślabikŏrz powinien
zostać uzupełniony o obszerne wyjaśnienia i wskazówki dla czytelnika i
nauczyciela. Bez nich korzystanie z podręcznika oraz uczenie się
ortografii jest utrudnione.
Zdawaliśmy sobie sprawę z tego problemu od samego początku, ale wąskie
ramy czasowe projektu nie pozwoliły nam naszego pomysłu zrealizować.
Jesteśmy z kolegami z PLS całkowicie zgodni, że taki dodatek musi jeszcze
powstać. I to się z pewnością stanie. Postaramy się wykonać to dzieło w
ciągu roku. Zależy nam na tym, bo dopiero Ślabikŏrz uzupełniony o część
wyjaśniającą będzie mógł być w pełni użyteczny.
Co powinien wiedzieć nauczyciel korzystający na lekcjach ze
Ślabikŏrza?
Uważamy, że
nauczyciel powinien przede wszystkim dobrze się orientować, jak się mówi
po śląsku w okolicy, z której pochodzą dzieci. Nie powinien on uczyć
dzieci mowy innej niż ta, która jest charakterystyczna dla danej
miejscowości. Znając podstawowe cechy systemowe miejscowej gwary
nauczyciel powinien wskazać w Ślabikŏrzu miejsca, w których występują
odchylenia od zwyczajowej normy panującej na danym obszarze.
Takie różnice są prawie zawsze bardzo łatwe do zidentyfikowania i do
nauczenia, ponieważ dotyczą one powtarzających się typów morfologicznych.
Przykładem może być końcówka pierwszej osoby liczby pojedynczej
czasowników w czasie teraźniejszym. W Ślabikorzu zapisuje się ją jako
-ã (jo idã, jo robiã itd.) Tymczasem w
południowej części naszego regionu pojawia się w tym miejscu końcówka
-e a jeszcze dalej na południe (Cieszyńskie), -ym
(jo ide/idym, jo robie/robiym). Jest
to cecha systemowa i łatwa do wychwycenia. Nauczyciel powinien to wiedzieć
i w czynnych wypowiedziach uczniów wymagać, żeby używali oni form typowych
dla ich gwary. Innym przykładem może być mazurzenie, które w Ślabikŏrzu
nie jest oznaczone.
W dodatku objaśniającym postaramy się wszystkie takie cechy systemowe
szczegółowo opisać i uczulić nauczycieli, na co mają zwracać uwagę. Jeżeli
nauczyciel nie ma dokładnej orientacji, jak się mówi w danym regionie, to
może on na początku roku szkolnego zacząć lekcje od tego, żeby – z pomocą
miejscowych uczniów - wychwycić i ustalić miejscowe formy („Jak sie u
nŏs gŏdŏ/rzōndzi?”) Nauczyciel mógłby zadać uczniom zadanie domowe i
poprosić, żeby wspólnie ze starszym członkiem rodziny lub sąsiadem
„poprawili” tekst czytanki tak, aby była ona całkiem „po naszymu”.
Podobne rozwiązania przyjęły się na Kaszubach, gdzie różnice gwarowe
między północą a południem są większe niż na Śląsku. Również tam zaleca
się, żeby lekcje kaszubskiego prowadził nauczyciel znający gwarę danego
miejsca.
Czy takie podejście nie jest zaprzeczeniem standaryzacji?
Niektórzy oczekują, że „standard” oznacza jednowariantowość i że będzie
jeden „śląski język literacki”, a warianty śląskiego języka, które
odróżniają się od niego, nabędą co najwyżej status „dialektów”.
Przeciwnicy kodyfikacji podnoszą zaś zarzut, że nie wolno sztucznie
standaryzować „kilkunastu zespołów gwarowych”, bo oznacza to zniszczenie
naturalnego bogactwa.
Standaryzacja nie musi oznaczać jednego wariantu. Trzeba to ciągle
powtarzać, ponieważ ci, którzy podnoszą takie zastrzeżenia, z reguły
opierają swój sąd na doświadczeniach, jakie mają z językiem polskim –
jedynym znanym im z autopsji wzorem. Języki urzędowe wielkich i starych
państwowości – jak polski, niemiecki czy francuski – wykształciły po wielu
wiekach funkcjonowania swój ścisły standard, którego określenie nie
sprawia użytkownikom kłopotu, gdyż z reguły „czuje się”, co do standardu
należy a co już nie. Nawiasem mówiąc dziwi mnie brak logiki w rozumowaniu
przeciwników kodyfikacji śląszczyzny: Tym, którzy obawiają się zubożenia
różnorodności gwarowej przez hipotetyczny śląski język standardowy, nie
przeszkadza fakt, że w obecnych czasach to właśnie język ogólnopolski
zubaża językową różnorodność Śląska!
Natomiast języki mniejszościowe, funkcjonujące bardzo długo jedynie w
formie mówionej, bez statusu języka urzędowego, zazwyczaj nie mają jednego
silnego standardu, albo też standard taki ma problemy z akceptacją
społeczności językowej. Dlatego też dyskutując na temat języka śląskiego
należy raczej szukać odniesień w innych małych językach mniejszościowych
takich jak język dolnoniemiecki, ladyński czy kaszubski. W
dolnoniemieckim, którym posługują się ciągle jeszcze miliony ludzi w
północnych Niemczech, standardu praktycznie w ogóle nie ma. Pomimo to
język ten jest pod ochroną (tj. ma status języka regionalnego), a w
ośrodkach uniwersyteckich można się go uczyć oraz poznawać jego historię.
Istnieje też bogata literatura, jest prasa oraz audycje radiowe i
telewizyjne w języku dolnoniemieckim.
Pouczający jest przykład języka ladyńskiego (blisko spokrewnionego z
włoskim), którym posługuje się rdzenna ludność w niektórych dolinach
południowotyrolskich Dolomitów. W każdej z tych dolin w użyciu jest trochę
inny dialekt. Ladyński tygodnik „La Usc di Ladini” (=Głos Ladyńczyków)
jest podzielony na części regionalne. W zależności od tego, skąd pochodzi
dany artykuł, takim subwariantem jest on napisany. Wypośrodkowany
standard, pomimo że istnieje, nie cieszy się zbytnią popularnością. Nie
mniej jednak taka sytuacja nie jest przeszkodą w skutecznym organizowaniu
życia społecznego po ladyńsku.
Wydaje nam się, że jest to najbardziej pasujący do śląskich realiów model.
Standard, który obejmuje i umożliwia naukę trzech głównych poddialektów:
„katowickiego”, cieszyńskiego oraz opolskiego. Nam nie chodzi o to, żeby
arbitralnie narzucać jednym Ślązakom cechy językowe innych części Śląska,
lecz o to, żeby wszystkim zainteresowanym ów standard pomógł w nauce ich
własnego dialektu oraz w uświadomieniu sobie różnic w stosunku do
polszczyzny ogólnej. Największym bowiem problemem językowym Śląska
etnicznego jest obecnie powolne rozpływanie się rdzennej, tradycyjnej
śląszczyzny w morzu polszczyzny ogólnej, mieszanie ze sobą obu bliskich
sobie systemów na każdej płaszczyźnie językowej. Prawie zawsze jest już
tak, że cecha opisywana w dawnej literaturze jako śląska i w oryginalnych
tekstach gwarowych występująca konsekwentnie, w języku młodego pokolenia
występuje niekonsekwentnie lub coraz rzadziej i tylko na przemian z
wariantem ogólnopolskim.
Ci, którzy tak mocno podkreślają, jak bardzo regionalne warianty
śląszczyzny się między sobą różnią, zapominają, że pomimo tych różnic
ogromna część systemu językowego jest wspólna, a dystans językowy pomiędzy
tradycyjnymi gwarami opolskimi a gwarami południowo-cieszyńskimi jest o
wiele mniejszy, niż dystans pomiędzy jakąkolwiek gwarą śląską a językiem
ogólnopolskim.
Przy rozpatrywaniu różnic pomiędzy poszczególnymi gwarami górnośląskimi
potrzebne jest pewne myślenie syntetyczne. Przykład z mojej praktyki
zawodowej nauczyciela akademickiego na Politechnice Śląskiej: Jak uczyć
mikroprocesorów, jeśli na rynku dostępnych jest kilkadziesiąt rodzin tych
układów i kilkaset, jeśli nie więcej, typów? Można podejść do problemu
syntetycznie: zamiast omawiać oddzielnie poszczególne konstrukcje, lepiej
wymyślić na potrzeby wykładu modelowy mikroprocesor, który jest
połączeniem najbardziej typowych cech tych urządzeń. Z pomocą takiego
modelu mogę poprowadzić wykład w taki sposób, że studenci najpierw poznają
mikroprocesor modelowy, a potem, na tym tle, pokazane im zostaną
odstępstwa od modelu występujące w poszczególnych rozwiązaniach
praktycznych. Taki modelowy, abstrakcyjny konstrukt intelektualny ma więc
sens, nawet jeśli nikt go nie produkuje, ponieważ pomaga nam znaleźć
porządek w masie szczegółów i lepiej zrozumieć istotę rzeczy.
Czy ortografia zastosowana w Ślabikŏrzu, to już ów śląski język?
Czy teraz każdy musi tak pisać?
Jeszcze nie. Ortografia
Ślabikŏrza – z małymi wyjątkami - to wynik porozumienia, które zawarliśmy
w 2009 roku w Cieszynie w zespole pracującym pod kierownictwem
prof. Jolanty Tambor. To porozumienie opierało się na dobrej woli
stron uczestniczących w pracach i autorytecie p. profesor. Zespół ten, w
skład którego wchodzili społecznicy zainteresowani tematem oraz w którego
pracach również my uczestniczyliśmy, nie jest w stanie zastąpić
Komisji Kodyfikacyjnej z prawdziwego zdarzenia, która ma
umocowanie prawne, dające jej mandat do podejmowania decyzji, i która
systematycznie pracuje. Dopiero jeśli taka komisja powstanie, a następnie
pisownię zatwierdzi, będzie można mówić o obowiązującej ortografii języka
śląskiego. Są oczywiście duże szanse, że większość ustaleń naszego zespołu
uzna również postulowana komisja. Dodajmy: Komisja złożona z naukowców i
znawców tematu; społecznicy powinni mieć jedynie głos doradczy.
Na razie są to jednak tylko nadzieje na przyszłość. Problemem jest brak
specjalistów, a bez autorytetu naukowego trudno będzie naszym
stowarzyszeniom taką komisję stworzyć na własną rękę. Dialektologów
specjalizujących się w śląskiej dialektologii jest niewielu, a
specjalistów gotowych pracować w takiej komisji - póki co społecznie,
mających na to czas i siły - jeszcze mniej. To jest dzieło, któremu trzeba
się poświęcić. A każdy z nas ma swoją pracę, rodzinę i obowiązki. Niestety
tracimy tutaj cenny czas.
Ortografia Ślabikŏrza uwzględnia większość postulatów naszego towarzystwa.
Jako człowieka mającego pewne pojęcie o komputerach trochę mnie natomiast
martwi egzotyczność niektórych znaków. Mniejsza o to, gdy chodzi jedynie o
zastrzeżenia natury mentalnej lub estetycznej. Gorzej, gdy wprowadzamy
literki prawie w żadnym innym języku nie używane. Mam tu na myśli znaki
ŏ oraz ō, które w epoce internetu i
informatyki niepotrzebnie naszą ortografię nieco upośledzają. Problem
polega na tym, że znaki te są zdefiniowane jedynie dla podstawowych krojów
czcionek, a tych jest niewiele. W większości z tysięcy czcionek, które ma
do dyspozycji grafik przygotowujący np. ozdobne wydawnictwo, te znaki nie
są uwzględnione. I, jak się obawiam, stan ten może się nie zmienić nigdy,
ponieważ firmy tworzące nowe oprogramowanie i nowe czcionki nie będą
tracić czasu i środków na opracowywanie znaków, które prawie nikomu nie są
potrzebne. Ogranicza to poważnie wybór czcionek, które są z proponowaną
ortografią kompatybilne. Uważam więc, że należałoby tę kwestię poważnie
rozważyć jeszcze raz. Powtarzam jednak: dla „Dangi” ważniejszy od literek
jest wybór zjawisk, które należy w przyszłych słownikach i podręcznikach
do języka śląskiego oznaczyć.
Jakie nadzieje wiąże Danga ze Ślabikŏrzem?
Mamy
nadzieję, że Ślabikŏrz pomoże Ślązakom kształcić się i świadomie
pielęgnować swój język etniczny. Jednym z naszych najważniejszych
postulatów jest edukacja. Wierzymy, że śląski elementarz będzie zalążkiem
edukacji śląskojęzycznej z prawdziwego zdarzenia w szkołach.
Jednocześnie zdajemy sobie doskonale sprawę z tego, że szkoła nie jest w
stanie całkowicie zastąpić śląskojęzycznego wychowania w rodzinie - szkoła
może je jedynie wspomagać. Jeżeli młodzi Ślązacy zakładający rodziny nie
będą ze swoimi dziećmi świadomie, starannie i konsekwentnie mówić po
śląsku, to wtedy śląski język w szkole i w przestrzeni publicznej będzie
spełniał rolę jedynie symboliczną, będzie emblematem, bladym wspomnieniem
utraconej etniczności. Śląski elementarz jest więc adresowany także do
osób prywatnych, a szczególnie do młodych rodziców. Wierzymy, że wzmocni
on naszą świadomość językową i etniczną i pomoże zatrzymać proces
asymilacji językowej.
Co teraz? Jakie zadania stoją przed tymi, którzy pragną trwania
naszego języka?
Jeśli naprawdę myślimy o śląszczyźnie poważnie – jako o języku służącym do
komunikowania się w życiu codziennym i nie chcemy się pogodzić z jej
zanikiem, to musimy umożliwić jego naukę. Użytkownicy śląszczyzny, jeśli
borykają się z niepewnościami językowymi, powinni mieć dostęp do
podręczników do gramatyki i ortografii oraz do słowników – nie
dyferencyjnych lecz pełnych, takich z prawdziwego zdarzenia. Żeby tego
dokonać, trzeba zbudować struktury edukacyjne. Powinna być możliwość
studiowania języka śląskiego, a celem studiów powinna być czynna znajomość
śląszczyzny w mowie i piśmie, znajomość jej historii i literatury!
Potrzebna jest certyfikacja uprawnień do nauki śląskiego języka w
szkołach. Język śląski na maturze? - dlaczego nie!
Co do tego, że takie działania są konieczne, nie mamy żadnych wątpliwości.
Z naszych codziennych doświadczeń i obserwacji wynika, że ludzi, którzy
chcą się po śląsku uczyć, jest dużo. Natomiast tych, którzy potrafiliby w
śląszczyźnie kształcić innych, można policzyć na palcach jednej ręki!
Ochrona małego języka to praca na cały etat i na całe życie. Nie da się
tego robić jedynie siłami społeczników. Jeśli sprawę śląskiego języka
chcemy pchnąć na nowe tory, musimy stworzyć sytuację, w której ludzie
wybierając studia po maturze będą wiedzieć, że z pracą na rzecz
śląszczyzny będą mogli związać swoje kariery życiowe i z tej pracy
utrzymać siebie i swoje rodziny.
Bardzo ważne jest utworzenie Komisji Kodyfikacyjnej jako gremium, w którym
można by było dyskutować i rozważać wszystkie za i przeciw; gdzie znawcy
dialektu śląskiego, naukowcy-dialektolodzy mogliby wymieniać argumenty i
wybierać rozwiązania najlepsze.
Uważamy, że również regionalna prasa powinna się otworzyć na poważną
publicystykę po śląsku. Taką publicystykę można tworzyć już teraz – o co
apelował znany literat Alojzy Lysko z Bojszów. Na razie musimy pokonać
ciągle funkcjonujące bariery mentalne. Na początku mamy zamiar w okresie
poprzedzającym Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego (21
lutego) zwracać się do gazet i proponować im współpracę. Święto to, które
zostało ustanowione, aby zwrócić uwagę na problem zagrożenia językowego
dziedzictwa ludzkości, jest doskonałą okazją, aby na przykład jedną stronę
wydania gazety napisać po śląsku.
W tych wszystkich działaniach bardzo pomocne byłoby wsparcie ze strony
państwa, a przede wszystkim uznanie mowy śląskiej za język regionalny.
Uważamy jednak, a dowodem na to jest właśnie Ślabikŏrz, że wiele rzeczy
można zrobić już teraz, nie czekając na zmianę ustawy, a aktywnie
działając w takich okolicznościach, jakie mamy. Kodyfikacja i organizacja
edukacji śląskojęzycznej będzie sprawdzianem, na ile nasza śląska
społeczność jest aktywna, pracowita, zintegrowana, sprawna intelektualnie
i organizacyjnie.
Jak więc widać, jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia, Ślabikŏrz to
dopiero pierwszy krok, choć konieczny.
To brzmi, jakby sprawa nie była wcale przesądzona. Czy istnieje
obawa, że nasze dążenia nie odniosą sukcesu? Być może jako grupa etniczna
naprawdę jesteśmy „dupowaci”, jak się to czasami powtarza?
Ślązacy sami w sobie
nie są mniej inteligentni niż inni ludzie, ale w naszej społeczności
działała i ciągle działa selekcja negatywna. Kto się wybił, zdobył
wykształcenie, ten porzucał śląski język dzieciństwa, język swoich
przodków - przestawał być „językowym Ślązakiem” (co oczywiście nie znaczy,
że przestał być Ślązakiem w ogóle). Dlatego mamy dziś tak niewielu
śląskich intelektualistów, którzy przekazują swój język następnym
pokoleniom i tworzą poważną literaturę po śląsku. Jest to zresztą zjawisko
charakterystyczne dla całej Polski: Awans społeczny jest prawie zawsze
związany z wyzbyciem się języka, który jest inny niż norma. Co gorsza – z
przejęciem języka większości związana jest często zmiana mentalnościowa:
sami zaczynamy postrzegać nasz mniejszościowy język tak, jak czyni to
większość.
Poglądy lub nawet bardzo głęboka wiedza o „gwarze śląskiej” nie zastąpią
żywego języka – narzędzia komunikacji. Dyskusje i pogadanki o śląszczyźnie
są wysoce niewystarczającym sposobem na jej ochronę. Tu tkwi źródło
słabości i ślimaczego tempa działań na rzecz języka śląskiego – nie mamy
elit śląskojęzycznych, które byłyby gotowe poświęcić się temu
fundamentalnemu zadaniu. W hierarchii wartości śląszczyzna, nawet wśród
tych, którzy jej sprzyjają i życzą nam jak najlepiej, nie znajduje się na
czołowym miejscu.
„Danga” wierzy jednak, że środowiska śląskie podołają wyzwaniu. Poparcie
dla idei śląskiego języka regionalnego zadeklarowały wszystkie liczące się
organizacje regionalne. Każdy nas dopinguje, każdy się interesuje – to
budzi nadzieję. Z drugiej strony liczba tych, którzy potrafiliby się
przyłączyć i nas wesprzeć, jest bardzo niewielka. To nie jest ruch masowy.
Ludzie zapoznając się z naszymi postulatami pytają często: śląski
to gwara czy język?
Spór o to,
czy śląszczyzna jest gwarą czy językiem, jest zazwyczaj bardzo jałowy.
Toczą i nagłaśniają go publicznie często te środowiska, które sprzeciwiają
się jakiejkolwiek emancypacji językowej Ślązaków. Zamknięcie naszej mowy w
zaklętym kręgu rzekomej wiecznej „gwarowości” w pewnym sensie mocą samej
definicji nie pozwala na podwyższenie statusu śląszczyzny i realizację
tych wszystkich postulatów, o których mówiłem przed chwilą.
Nam się podoba wypowiedź prof. Bogusława Wyderki,
redaktora „Słownika Gwar Śląskich”, która według nas bardzo trafnie obnaża
jałowość sporu: „Pod względem lingwistycznym gwara to jest odrębny,
pełnoprawny język”. Słowa te padły na spotkaniu poświęconym
gwarom w okolicy Olesna w Liceum Ogólnokształcącym w Oleśnie w zeszłym
roku.
Warto przypomnieć, że
Ślązacy po śląsku nigdy nie nazywali swojego języka gwarą, nie
mieli też jakiegoś określenia, które by wyrażało jej rzekomy niższy
status. W znakomitym słowniku Olescha znajdziemy słowo mŏwa
(pojawiające się również w śląskiej nazwie naszego stowarzyszenia), którym
określa się zarówno śląszczyznę (ślōnskŏ mŏwa) jak i wielkie
języki narodowe (francuskŏ, polskŏ mŏwa), a nawet
gwarę jednej wsi (świyntojańskŏ mŏwa). Dlaczego więc dziś – my
Ślązacy – mamy w dyskursie publicznym przejmować bezkrytycznie
terminologiczną – a co za tym idzie również mentalnościową - dyskryminację
naszego dialektu? Dlaczego o języku kogoś, kto posługując się polszczyzną
standardową przeklina lub wyraża się niechlujnie i niedbale, mówimy, że to
język, natomiast język człowieka, który mówi pięknie i wzniośle
po śląsku, nazywamy gwarą? Co chcemy takim zróżnicowaniem
wyrazić? Czyż nie odchylenie od obowiązującej normy, podrzędność, czyli
niepełnowartościowość i gorszość kultury? Nie wątpimy, że na gruncie
ściśle naukowym, wolnym od uprzedzeń i subiektywnych wartościowań takie
rozróżnienie jest uprawnione. Uważamy jednak, że nagminne nadużywanie
pojęcia „gwary” w dyskursie politycznym i odmawianie śląszczyźnie statusu
języka regionalnego blokuje nam dziś możliwości rozwoju i realizowania
skutecznej polityki językowej, czyli cementuje dyskryminację.
Żeby uczyć „dialektu”
lub „gwary”, trzeba używać tych samych metod jak przy nauce „języka”. W
praktyce ochrona czy nauka jakiegokolwiek systemu językowego sprowadza się
do tych samych działań. Więc również z pedagogicznego punktu widzenia
gwara jest językiem. My w „Dandze” wolimy mówić o śląskim języku, uważamy
jednak, że ważniejsza od suchych definicji jest pewna mentalność, która
pozwala traktować mowę śląską jako wartą pielęgnowania i zachowania na
równi z innymi językami i zapewnić jej godne miejsce w życiu społecznym
Górnego Śląska.
Gdzie można Ślabikŏrz kupić?
Najlepiej skontaktować się ze stowarzyszeniem
Pro Loquela Silesiana (www.silesiana.org.pl).
Zaznaczyć jednak trzeba, że egzemplarzy z pierwszego, dotowanego wydania
po cenie 2,5 zł nie można już dostać. Można jednak nabyć elementarz po
normalnej cenie dla klientów prywatnych, tj. ok. 38 zł za sztukę. O ile
nam wiadomo, ślabikŏrze są w sprzedaży także w sklepach internetowych
Silesia Progress (www.silesiaprogress.com)
oraz Hanysek (www.hanysek.pl)
i w niektórych księgarniach na terenie Górnego Śląska.
Na dalsze pytania dotyczące śląskiego języka regionalnego oraz
Tôwarzistwa „Danga” odpowie
dr
Józef Kulisz
(e-mail: jozef.kulisz@gmail.com; tel.: 609 09 68 86)